Magdalena Kaczor

Magda – jej przygoda z Fundacją rozpoczęła się w 2008 roku. Tu znalazła umocnienie w wierze i przyjaciół, którzy są dla niej świadectwem chrześcijańskiego życia i motywacją do pracy nad sobą. Zaangażowanie w życie Warszawskiej Wspólnoty Akademickiej oraz projekt „Szlachetna Paczka”, w którym była wolontariuszem, liderem, rzecznikiem prasowym i darczyńcą – ukształtowało w niej chęć i powołanie do służby drugiemu człowiekowi. Pierwsza misjonarka wśród stypendystek i pierwsza stypendystka wśród misjonarek! Służyła na Węgrzech, Rumunii, a kilka miesięcy temu wróciła z Meksyku. Bez względu na to, gdzie aktualnie się znajduje – najbardziej chce świadczyć o Bożej Miłości.

Pochodzę z małej miejscowości Czemierniki w województwie lubelskim. Już jako dwunastolatka pragnęłam być częścią Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia. Kiedy zobaczyłam w telewizji uśmiechniętych ludzi w żółtych koszulkach, chciałam znaleźć się wśród nich. Napisałam więc obszerny list do Redakcji „Małego Gościa Niedzielnego” i poprosiłam o pomoc. Dokładnie w dniu urodzin otrzymałam paczkę, w której znalazły się wskazówki, co mogę zrobić. Do Fundacji byłam za młoda, ale na ponad 4 lata trafiłam do funduszu stypendialnego Archidiecezji Lubelskiej „Szansa dla 1000”. Fundacja „Dzieło Nowego Tysiąclecia” przyjęła mnie ostatecznie w 2008 roku. Po śmierci taty w listopadzie 1990 roku na barkach mamy spoczął trud  wychowania czwórki dzieci, prowadzenia gospodarstwa rolnego i pracy zawodowej. Chociaż nie stać nas było na zabawki, podróże, czy pomoce naukowe – w naszym domu nigdy nie zabrakło miłości, Boga i radości z tego, co się ma. W sadzie robiliśmy „małpi gaj” z huśtawkami i domkami na drzewie. Strzelaliśmy z własnoręcznie przygotowanych łuków i proc (na szczęście obyło się bez ofiar śmiertelnych). Zimą, gdy zawiało śniegiem, dziadzio woził nas saniami do kościoła. Cieszyliśmy się z mandarynek i czekolad pod choinką. Ciężko pracowaliśmy na roli i osiągaliśmy liczne sukcesy w nauce. Niełatwe losy rodzinne sprawiły, że z domu wynieśliśmy szacunek do pracy, wytrwałość, pokorę i ofiarność. Życie „przed Fundacją” ukształtowało mój charakter i pozwoliło na jego doskonalenie już pod skrzydłami organizacji.

Fundacja dała mi umocnienie w wierze i najlepszych przyjaciół. Co prawda są już rozrzuceni po Polsce i świecie, ale zawsze bliscy i gotowi skoczyć za mną w ogień. To oni stali się dla mnie najpiękniejszym nośnikiem wartości: wiary w Jezusa, ambicji i kreatywności, optymizmu i odwagi, siły ducha, pracowitości, altruizmu i dojrzałości mimo młodego wieku. To naprawdę niesamowite doświadczenie, gdy z małej miejscowości wybijasz się do świata i znajdujesz podobnych do ciebie. Ludzie Fundacji nieustannie dają mi świadectwo chrześcijańskiego życia (nie mylić z życiem cukierkowym, idealnym czy nudnym) i motywację do pracy nad sobą. Do działania według Pisma Świętego, nauczania Jana Pawła II, do walki o świętość. Bez Fundacji nie miałabym szczęścia tego doświadczyć.

Z Fundacją wiążę również mnóstwo wspomnień. Magiczne chwile na fundacyjnych obozach, rekolekcjach, atmosfera której po prostu nie da się opisać. Mieszanka Bożej radości, poczucia bezpieczeństwa, życzliwości, szaleństwa i uduchowienia. Lista wspomnień rośnie z dnia na dzień, bo Fundacja to ludzie, którymi się otaczam. To sytuacje, w których jeszcze nie zdążyłam poprosić o pomoc, a ona już przychodziła ze strony Stypendystów. Momenty, które wyciskają łzy szczęścia, bo dociera do mnie, jak wielki jest Bóg i jak działa przez swoich wyznawców.

Podczas studiów z zamiłowaniem działałam w Warszawskiej Wspólnocie Akademickiej FDNT. Pracowałam w Biurze Prasowym, jako starosta zajmowałam się pierwszoroczniakami, uczestniczyłam w organizacji większości przedsięwzięć, odpowiadałam za kontakty z Polonią. Należałam do duszpasterstwa akademickiego, grywałam w amatorskich teatrach, z których najbliższy mojemu sercu jest TAM’PON (Trupa Amatorów i Malkontentów PON założona i prowadzona przez stypendystę Fundacji). Mocno angażowałam się też w projekt „Szlachetna Paczka” – jako wolontariusz, lider, rzecznik prasowy i darczyńca. Przez kilka lat gromadziłam stypendystów, którzy wspólnie chcieli pomóc rodzinom w potrzebie. Bardzo ciepło wspominam entuzjazm, ofiarność i szczerą bezinteresowność przyjaciół, znajomych, a nawet obcych ludzi. Z podobną postawą spotkałam się przy licznych akcjach misyjnych, które organizowałam z Wolontariatem Misyjnym SALVATOR. To w tej wspólnocie dojrzewało moje powołanie do misji i mnożyła się radość z wszelkiej służby drugiemu człowiekowi. Dotarło do mnie, że misje zaczynają tu i teraz. Dawałam z siebie wszystko w Polsce, dzięki czemu przygotowałam się do posługi za granicą: na Węgrzech (2012, 2014), Rumunii (2013) i Meksyku (2015-2016). Studiowałam na Międzyobszarowych Indywidualnych Studiach Humanistycznych i Społecznych na Uniwersytecie Warszawskim. Moje kierunki dyplomowe okazały się trafnym wyborem. Etnologia pogłębiła chęć poznawania ludzi z innych kultur. Wyposażyła w otwarte i wyrozumiałe spojrzenie na różnorodność świata. Myślę, że zaprocentowało to podczas wolontariatów zagranicznych i Erasmusa w Hiszpanii. Profilaktyka społeczna i resocjalizacja nauczyła mądrej pomocy potrzebującym. Zainteresowała mnie zwłaszcza integracją międzykulturową i dramą stosowaną. W Studenckim Kole Naukowym Dramy Stosowanej im. Johna Somersa (IPSiR UW) odkryłam metodę, która łączy moje artystyczne zacięcie z duszą społecznika. Dramą stosowaną chętnie dzielę się podczas fundacyjnych obozów. Animacja kultury niejako scaliła te wątki i dała praktyczny warsztat działania w społeczności lokalnej. Zdobytą wiedzę wykorzystuję w wielu podejmowanych przeze mnie działaniach. Już niebawem będę z niej czerpać pracując w organizacji pozarządowej. Zapał do pracy pomnożyłam w Meksyku, gdzie odbyłam półroczny wolontariat misyjny. Myślę, że wszystkie moje doświadczenia będą procentować zarówno w sferze zawodowej, jak i osobistej. Niezależnie od tego gdzie będę, zawsze chcę świadczyć o Bożej miłości.