Jeżeli to co robisz jest twoją pasją, masz ogromne możliwości. Te zdanie zabrzmiało być może jak truizm, ale ostatnio miałem okazję przekonać się, że nie jest to tylko pusty slogan. Działalność w kołach naukowych, udział w warsztatach i konferencjach naukowych to część z możliwości jakie otwierają się przed studentami, którzy najzwyczajniej w świecie lubią to, co studiują. Jestem członkiem Toruńskiego Koła Kognitywistycznego przy Uniwersytecie Mikołaja Kopernika. Mimo iż sama kognitywistyka jako kierunek studiów jest w Polsce dość młoda i raczkująca, jest to dziedzina bardzo szeroka, która daje możliwość robienia wielu ciekawych naukowo rzeczy.
Dzięki staraniom naszego koła, udało się nam nawiązać współpracę z inną grupą studentów w Berkeley, CA w USA. To niezwykła rzecz spotkać ludzi z drugiego końca Ziemi, którzy pasjonują się tym samym. Podczas jednej z rozmów okazało się, że organizują oni konferencję naukową – natychmiast pojawił się – na pierwszy rzut oka – szalony pomysł, żeby pomóc im w organizacji, samemu wziąć aktywny udział i coś zaprezentować. Pomysł, którego realizacja wydawała się dość odległa, szybko stawał się coraz bardziej realny. Natychmiast rozpoczęliśmy szukanie funduszy, które by urzeczywistniły to przedsięwzięcie. Uzbierała się grupka pięciu osób, które bardzo chciały przeżyć taką naukową przygodę. Kwota, jakiej potrzebowaliśmy wydawała się być największą przeszkodą. Bilety lotnicze na zachód Stanów Zjednoczonych były największym kosztem – udało nam się pozyskać na ten cel środki z funduszy wydziałowych i uniwersyteckich. Innym problemem było to, że do samego wyjazdu pozostawało niewiele ponad miesiąc, a większość z nas, nie posiadała nawet paszportu, o wizie amerykańskiej nie wspominając. Ale szczęśliwie udało nam się to wszystko załatwić przed samym wylotem i marzenia o przygodzie w USA zaczęły stawać się rzeczywistością.
Sama podróż była dla nas wyczerpująca – dla mnie osobiście to był pierwszy lot samolotem – i od razu 13 godzin w powietrzu. Kalifornia powitała nas słońcem i zagubionymi bagażami (część z nich nie przyleciała z nami ze stacji przesiadkowej – na szczęście dotarły do właścicieli dwa dni później). Sam wyjazd miał trwać 7 dni, sama konferencja trwała jeden pełen dzień, więc trzeba było skorzystać z uroków miasta, w którego sąsiedztwie się znaleźliśmy – San Francisco. Dzięki życzliwości naszych amerykańskich przyjaciół mogliśmy ograniczyć koszty związane z noclegiem – wszystko odbyło się na zasadzie couchsurfingu – nocowaliśmy w ich mieszkaniach.
Samo San Francisco jest miejscem niezwykle urokliwym, chyba każdy słyszał o potężnym czerwonym Golden Gate Bridge i Alcatraz. Jest to miejsce dość specyficzne, gdzie wiktoriańska architektura przenika się z nowoczesną zabudową w zgrabny sposób. Obszar zatoki San Francisco, jest ważnym ośrodkiem naukowym gdzie swoje siedziby mają znany Uniwersytet Stanforda i Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley. Mieliśmy okazję przebywać na terenie monumentalnego kampusu tego drugiego, a robi on naprawdę niezwykłe wrażenie.
Idąc do głównego celu naszej wyprawy – mieliśmy okazję uczestniczyć w spotkaniach koła naukowego w Berkeley. Spotkaliśmy się z ciepłym przywitaniem i życzliwością studentów z wielu stron świata – co świadczy o międzynarodowym statusie uczelni – od Chin, poprzez Indie na Australii kończąc. Głównym tematem rozmów była oczywiście konferencja. Bezsprzecznie było to przydatne doświadczenie – szczególnie w perspektywie pierwszej konferencji studencko doktoranckiej, którą sami w najbliższym czasie organizujemy.
Dzień konferencji był punktem kulminacyjnym ogólnie panującej mobilizacji – sam dzień zaczął się dla nas bardzo wcześnie i jednocześnie bardzo późno się skończył. Osobiście przypadła mi dodatkowa rola fotografa, który pomógłby uwiecznić wszystkie punkty konferencji, wraz z tym co działo się za kulisami i w tzw. panic room. Wraz z kolegą prezentowaliśmy własny poster naukowy, który spotkał się z wielkim zainteresowaniem uczestników konferencji. Ludzie byli niezwykle ciekawi wszelkich zagadnień które wiążą się z neuronauką. Uczestnicy bardzo chętnie pytali i dyskutowali – po pewnym czasie, po sesji posterowej człowiek uświadamiał sobie, jak bardzo jest zmęczony – ale było to satysfakcjonujące zmęczenie. Możliwość wysłuchania wykładów znanych naukowców takich jak Todd Sacktor, David Ferrucci czy Alison Gopnik, była niezwykle inspirująca i satysfakcjonująca. Po samej konferencji przyszedł czas na wspólne świętowanie.
Powroty i same pożegnania nie należą do rzeczy ani przyjemnych, ani radosnych. Pomimo, że nasza przygoda trwała tydzień, przez ten czas zdążyliśmy się mocno zżyć i zaprzyjaźnić. Pocieszającym wydaje się być fakt, że dzięki temu wyjazdowi otworzyły się dla nas nowe możliwości obustronnej współpracy i jestem przekonany, że będziemy mieli okazję aby znów ponownie się zobaczyć.
Być może moja historia okaże się dla kogoś inspiracją do tego, aby nie bać się nowych wyzwań. Jeżeli ktoś odnajdzie pasję w tym, czym się zajmuje, może bardzo wiele – dzięki pracy i poświęceniu. W tym momencie należy podziękować wszystkim osobom, które przyczyniły się do tego, że ten wyjazd mógł stać się rzeczywistością. Dziękuje władzom uniwersytetu i Fundacji, która wspiera mnie w działaniach naukowych i jestem przekonany, że bez tego wsparcia moje możliwości byłyby mocno ograniczone. Szczególnie, że w tym przypadku musiałem zainwestować dość sporo z własnych środków. Należy też przede wszystkim podziękować darczyńcom, którzy wspierają Fundację, a dzięki którym co roku młodzi ludzie mają możliwość uczyć się i spełniać swoje marzenia.
Paweł Groblica / FDNT