Cywilizacja życia szanuje życie człowieka, zabiega o nie i dba o jego rozwój – rozmowa z dr. Pawłem Grabowskim
Doktor Paweł Grabowski – kierownik hospicjum, prezes Fundacji Hospicjum Proroka Eliasza, laureat tegorocznej nagrody TOTUS TUUS w kategorii „Promocja godności człowieka”
Jakie były początki? Jak to się stało, że zrodził się w Panu pomysł utworzenia hospicjum?
W 2009 roku, jeszcze mieszkając w Warszawie i pracując w Centrum Onkologii na warszawskim Ursynowie, powołałem do życia fundację. Zrobiłem to, wiedząc, że będę chciał zmienić miejsce zamieszkania i prowadzić hospicjum właśnie tutaj, na Podlasiu. Później miały miejsce rozmowy o kontrakcie, pozyskanie budynku na pierwszą siedzibę hospicjum domowego w małej wiosce Nowa Wola, moja przeprowadzka na Podlasie. Były także trudności. Trudności z pozyskaniem kontraktu na hospicjum domowe. Ostatecznie zapadła wówczas decyzja o tym, że hospicjum ruszy bez kontraktu. Funkcjonowało tak przez 5 lat. To było ekstremalnie trudne doświadczenie, trzeba było dać pensję kilkunastu pracownikom. Jednak dzięki temu około dwudziestu, trzydziestu osób miało opiekę u kresu życia. Hospicjum obejmowało wówczas swoim działaniem teren pięciu gmin w dwóch powiatach, nieco ponad dwa tysiące kilometrów kwadratowych. Takie były początki.
Dlaczego wybrał Pan Podlasie jako miejsce założenia hospicjum?
Gdybym nie wyjechał z Krakowa do Warszawy, to pewnie wybrałbym jakieś regiony Małopolski. Ale wyjechałem do Warszawy. Pracowałem tam w hospicjach – na Ursynowie i na Krakowskim Przedmieściu – oraz w podwarszawskim Błoniu, jakby przygotowując się do prowadzenia własnego hospicjum. Pomyślałem wtedy, że warto byłoby założyć je w miejscu, gdzie taka opieka nie jest dostępna, gdzie jej nie ma. Takich „białych plam” na mapie kraju jest dużo. A padło na Podlasie, ponieważ jest to region, który, odkąd mieszkałem w Warszawie, bardzo lubiłem. Lubiłem tu być, podobało mi się tu. Przyjeżdżając na Podlasie, widziałem te wsie, te miejscowości. Kiedy przeglądałem statystyki i badania, dotykało mnie to, że są miejsca, gdzie pomoc hospicyjna nie dociera. Pomyślałem sobie, że idealnie będzie założyć hospicjum w takim miejscu, gdzie jest szczególnie potrzebne.
Proszę, by przedstawił Pan działalność hospicjum.
Jest jedna fundacja – Fundacja Hospicjum Proroka Eliasza. Ta fundacja prowadzi hospicjum domowe od kilkunastu lat oraz hospicjum stacjonarne od dwóch lat. Sama fundacja ma dwa tory swojego działania. Pierwszy to niesienie pomocy osobom umierającym, nieuleczalnie chorym, osobom zależnym, które wymagają wsparcia, i nikt inny w regionie nie jest w stanie dać im tej opieki. Ten tor działania realizujemy, właśnie prowadząc hospicjum domowe i stacjonarne.
Drugi tor naszych działań, to działania edukacyjne. Przeprowadziliśmy kilka edycji konferencji w dziedzinie medycyny paliatywnej. Poruszaliśmy różnego rodzaju tematy takie jak chorowanie i umieranie na obszarach wiejskich, tematy wielokulturowości w śmierci, chorobie, umieraniu oraz inne. Organizowaliśmy zajęcia dla zawodowców. Ja na przykład prowadziłem warsztaty dla lekarzy w Naczelnej Izbie Lekarskiej. Prowadziliśmy także warsztaty dla studentów medycyny z tematyki pracy z chorym u kresu życia. Z naszymi wykładami i zajęciami jeździmy do różnych uczelni medycznych. Przeprowadzamy też zajęcia dla nieprofesjonalistów – dla seniorów, dla dzieci, dla młodzieży – uwrażliwiając. Uważamy, że bardzo ważną rzeczą jest to, żeby dzieci i młodzież też dotknęły tego tematu. Żeby nie był to dla nich temat tabu. Chcemy uczyć ich wrażliwości, bo kiedyś to oni będą naszymi lekarzami, pielęgniarkami. Ważne, żeby w odpowiedni sposób ukazać im te trudne kwestie.
Uczymy także ludzi w regionie. Nasi specjaliści prowadzą zajęcia np. dla kół gospodyń wiejskich, dla grup nieformalnych. Czasami zdarza się, że zostaniemy zaproszeni w jakieś miejsce, gdzie zbierają się osoby z kilku wiosek i nasz fizjoterapeuta pokazuje jak na przykład przemieszczać człowieka w łóżku, jak pielęgnować osobę leżącą, żeby zadbać też o własny kręgosłup. Nasza pani psycholog mówi o ryzyku wyczerpania psychicznego osoby, będącej opiekunem chorego i jak sobie z tym radzić. Przyjeżdża lekarz, przyjeżdża pielęgniarka i oni także mówią o tematach ważnych dla osób, które opiekują się chorymi i umierającymi w domach. Tacy opiekunowie są zaangażowani całą dobę. Oczywiście w ramach naszych działań odciążamy ich, jak tylko możemy, ale też edukujemy.
Jaka jest najważniejsza misja hospicjum?
Naszą najważniejszą misją jest bycie swoisty znakiem protestu w świecie. To jest najważniejsze, co robimy i wszystkie nasze działania są temu podporządkowane. W świecie, w którym jestem, będąc tu, gdzie jestem, to mój rodzaj protestu, pokazanie braku zgody na byle jakie, przedmiotowe traktowanie pacjenta. Ale także na lekceważenie studentów. Opowiadają mi, młodzież mówi mi, że brakuje im mistrzów, wzorców do naśladowania. My pokazujemy, ze można zbudować organizację, która będzie skupiona na pacjencie, że będzie instytucją pacjentocentryczną i nadal będzie można ją utrzymać, dać ludziom pensję. Warunkiem tego, żeby to był dobry biznes, nie jest traktowanie człowieka jak przedmiotu. Nasza misja to oczywiście niesienie pomocy, edukowanie, ale myślę sobie, że naszą główną misją jest protest przeciwko bylejakości.
Czy myśli Pan, że jest coś, co wyróżnia Hospicjum Proroka Eliasza spośród innych hospicjów?
To jest trudne pytanie. Dlatego, że hospicja z reguły zakładają i prowadzą osoby, które mają poczucie, że robią coś ważnego, że towarzyszą na bardzo ważnym etapie życia podopiecznych. Te rzeczy, które dzieją się „na ostatniej prostej”, są ogromnie ważne. I wydaje mi się, że tutaj nie jesteśmy wyjątkowi. Być może, że powstają jakieś komercyjne hospicja, liczące tylko na pieniądze… ale nie wiem, nie znam takich. Środowisko, w którym ja się obracam, to są najczęściej ludzie z pasją, z miłością – do człowieka i do tego, co robią.
Co uważa Pan za najtrudniejsze, a co za najpiękniejsze w swojej posłudze?
Najtrudniejsza jest dla mnie nieumiejętność oddzielenia życia prywatnego od pracy. Bardzo chciałbym mieć taki czas, kiedy mógłbym to zostawić, myśleć o czymś innym. Dać sobie odpocząć, wiedząc, że byłoby to z pożytkiem i dla mnie i dla tych ludzi, którym pomagam. Więc najtrudniejsze jest znalezienie wolnego czasu.
Nie ma jednej najpiękniejszej rzeczy, ponieważ co człowiek, to historia. Ludzie różnie reagują na ten trudny czas, jakim jest umieranie własne, czy bliskich. Ale myślę, że każde spotkanie, każdy moment jest darem. Chociaż, jak się tak teraz zastanawiam, to może najpiękniejszy jest fakt, że można samemu poddać to życie refleksji, zobaczyć, że każda chwila jest czymś pięknym i, że może być darem.
Jaki jest Pana stosunek do otrzymanego wyróżnienia – nagrody Totus Tuus w kategorii „promocja godności człowieka”?
Cieszę się oczywiście, że ktoś dostrzegł moją pracę i wysiłek. Tę naszą normalność… Która jest tak normalna, że aż godna tego, żeby ją nagrodzić. Jest we mnie dużo radości związanej z otrzymaniem nagrody. Miło było spojrzeć na dumnych współpracowników, którzy także się cieszyli, świadomi swojego wkładu w jej otrzymanie. Miło było spojrzeć na dumną mamę. A zaraz potem powrót do codzienności.
Podczas Gali powiedział Pan, że „dziś nagradza się ludzi za wykonywanie ich obowiązków”. Jak w świetle tych słów widzi Pan swoją misję lekarza?
Nie nazwałbym tego aż misją. Jest to zawód od dawna nazywany profesją. To kolejne słowo klucz. Bardziej profesja niż misja. Słowo profesja pochodzi od łacińskiego słowa professio – przysięga. Tylko nieliczne zawody były kiedyś profesjami. Byli to lekarze, prawnicy, zawody, które były związane przysięgą. Traktuję to jako zawód wyjątkowy, który dotyka człowieka w bardzo intymnych jego sferach – i tych cielesnych, i tych duchowych i tych psychicznych. Każdą rzecz można zepsuć, opowiadając o niej wulgarnie, byle jak, traktując ją w taki sposób. Jeśli się przyjrzeć i zastanowić to jest to po prostu – wyjątkowa profesja.
Co motywuje Pana na co dzień do działania?
To przede wszystkim poczucie sensu wykonywanej pracy i poczucie wpływu. Okazuje się, że rzeczy, które robimy, są na tyle dobrze funkcjonującymi mechanizmami, które uruchomiliśmy na tych wsiach, że stają się skuteczniejsze od systemowych rozwiązań. Może działają troszeczkę poza, obok czy równolegle do istniejącego już systemu, ale są skuteczniejsze od tych zaproponowanych odgórnie rozwiązań. Kiedy widzimy, że jedno z ministerstw bierze nasz projekt do skalowania, czyli uznaje, że przetestuje go w dwudziestu paru miejscach w Polsce, żeby zobaczyć, czy może to działać jeszcze gdzie indziej; kiedy dostajemy grant z Komisji Europejskiej, jako jedyni w Polsce, jedni z siedmiu w Europie, na to, żeby przetestować nasz nowy model funkcjonowania opieki nad osobami nieuleczalnie chorymi, umierającymi na obszarach wiejskich – to potwierdza poczucie sensu. Daje pewność, że rzeczy, które robimy, mają sens. Że nawet z naszej małej wsi mamy moc, żeby zmieniać na lepsze tę rzeczywistość wokół nas, realnie.
Czy są takie słowa Papieża Polaka, które Pana prowadzą, umacniają, są Panu bliskie?
Nie przypominam sobie takich słów, ale pamiętam, jak byłem na audiencji u Papieża Jana Pawła II w Watykanie i on zrobił mi krzyżyk na czole. Śmieję się, że jestem teraz relikwią drugiego stopnia, że to w jakiś sposób zobowiązuje. Myślę sobie, że ten krzyżyk na czole i spojrzenie z miłością to więcej niż niejedno słowo.
Tegoroczny Dzień Papieski odbył się pod hasłem „Św. Jan Paweł II Cywilizacja życia”. Czym dla Pana jest cywilizacja życia?
Bez życia nie ma cywilizacji. Więc jeśli będzie cywilizacja śmierci, to nie będzie cywilizacji. Po prostu. Pewnie trzeba by wrócić do definicji życia ludzkiego. Czym jest życie ludzkie? Gdzie się zaczyna, gdzie się kończy. My, pracownicy hospicjum, jesteśmy na drugim odcinku tej prostej, na końcówce życia.
Cywilizacja życia to cywilizacja, która szanuje godność życia ludzkiego, która nie poddaje się ideologiom. Ideologiom głoszącym, że jak człowiek jest w łonie mamy i ma kilka tygodni, to JESZCZE nie jest człowiekiem, a później, jak jest stary i leży już tylko w łóżku, trudno się z nim rozmawia albo w ogóle się nie rozmawia, to JUŻ nie jest człowiekiem. Myślę, że cywilizacja życia polega na tym, że szanuje życie człowieka od naturalnego początku do naturalnego końca, zabiega o nie i dba o jego rozwój.