Funka oczami stypendystów

Pamiętam, że pewnego dnia w trakcie konferencji kleryk Teodor powiedział, że świętość  jest jak wspinaczka po górach.  Do każdej wyprawy trzeba się przygotować, ba, chyba nawet dojrzeć, bo im większa góra tym więcej doświadczenia i umiejętności potrzeba. My chyba dopiero uczymy się wspinać, tak naprawdę uczymy się żyć dojrzale, samodzielnie, dobrze. Uczymy się dojrzewać do świętości, do podjęcia pierwszego, najważniejszego i najtrudniejszego kroku we wspinaczce. Uczymy się dla siebie, dla Boga, dla drugiego człowieka.

Wracam do domu z Funki. Na szybach samochodu  widać leniwie mknące krople deszczu. Zamykam oczy, żeby odespać te ostatnie krótkie noce, pełne rozmów o rzeczach ważnych i tych błahych, pełne śmiechu, muzyki, młodzieńczej radości z bycia po prostu razem. I tak sobie myślę, że ten wspólny tydzień  w malowniczej Funce pozwolił wielu z nas zrobić pierwszy krok, pozwolił przestać się bać. Żeby wspiąć się na górę trzeba się dobrze przygotować, trzeba przede wszystkim podjąć dojrzałą decyzję, że ma się pewien cel i chce się go osiągnąć. Świętość dla wielu z nas wydaje się taka odległą i abstrakcyjną. Chociaż myślę sobie, że to nic złego, że tak myślimy. Świętość nie przychodzi przecież od tak, z przydziału. Musimy poczuć, że chcemy osiągnąć cel, nawet ten najbardziej dla nas odległy. Nie zawsze jest łatwo, czasem przed nami pojawią się trudności, ale to paradoksalnie dzięki nim możemy odkryć prawdziwe szczęście i poczuć, że wybraliśmy odpowiednią drogę. Trzeba nam przecież przeżyć wiele piątków, ale po piątku zawsze nadchodzi radość Wielkiej Nocy. Dzisiaj jesteśmy jeszcze u podnóża tej góry. Dopiero stajemy się w pełni dojrzali, uczymy się być odpowiedzialni i samodzielni. A za niecały miesiąc poczujemy co tak naprawdę znaczy ta samodzielność. I w tym momencie zaczynamy się bać, że nie damy rady, ze to za trudne, że to nie dla nas.

Ostatniego dnia w czasie ogniska pan Dawid, który pracował w ośrodku powiedział że takiej wspaniałej wspólnoty fundacyjnej jaką tworzymy, można tylko zazdrościć. Tej wspaniałej energii, wiary, radości. I wsparcia, które sprawia że przestajemy się bać. Życie nie jest takie straszne, kiedy obok są ludzie, którzy myślą podobnie jak Ty, którzy chcą tak żyć i podadzą Ci rękę, gdy w trakcie wspinaczki źle postawisz nogę. Na obozie poznaliśmy mnóstwo wspaniałych ludzi, którzy przekonują się o tym jak wspaniałych ludzi już od wielu lat łączy ze sobą Fundacja. To właśnie oni, starsi koledzy, starostowie i szefowie miast opowiadali nam o swoich uczelniach, o mieście studiowania, pokazywali gdzie najlepiej i najtaniej zjeść, gdzie wyjść po zajęciach, co interesującego zobaczyć.

Ten tydzień był zatem wspaniałym czasem, który mogliśmy przeznaczyć na integrację ze swoją wspólnotą. Gra terenowa, wspólne przygotowania zadań na obozowy  Dzień Papieski, rozgrywki sportowe czy dyskoteka doskonale sprzyjały pogłębianiu starych przyjaźni i zawieraniu nowych znajomości. Trzeba też przyznać, że nie był to czas leniuchowania. Każdy dzień pełen był nowych, niesamowitych wrażeń i wyzwań. Przede wszystkim mieliśmy okazję brać udział w licznych warsztatach m.in.  łucznictwa, rzeźby w drewnie, lepienia z gliny czy wikliniarstwa. Niezapomniane chwile można było spędzić też na statku,  kajakach czy podczas żeglowania po ogromnym Jeziorze Charzykowskim.

Obóz dał nam jednak znacznie więcej. Sami sobie to tylko wyobraźcie. Las, dookoła drewniane domki, świeże powietrze. Tuż nieopodal ogromne jezioro, którego koniec wyznacza jedynie horyzont na którym w czerwono – pomarańczowych barwach zachodzące słońce zwiastuje czas odpoczynku. Wokół słychać śpiew ptaków, widać białe mewy, które trzepoczą skrzydłami tuż nieopodal molo.  To tu mogliśmy oderwać się od miejskiego zgiełku, zapomnieć o trudnościach poprzednich lat nauki, odpocząć. Tak naprawdę jednak w tych wspaniałych okolicznościach przyrody  mieliśmy możliwość spotkania, które czyni życie wartym przeżycia. Nie tylko spotkania ze wspaniałymi ludźmi, ale także z Bogiem i ze samym sobą.

Wielka cisza. Dwie godziny ciszy, kiedy na tarasie widokowym, na najpiękniejszym ołtarzu, jaki Sam dla Siebie stworzył Bóg odbywała się Adoracja, jedno z najpiękniejszych przeżyć. Nie trzeba było mówić nic, wystarczyło słuchać,  kontemplować i  zatopić się w tej ciszy. Bóg dał nam niesamowitą możliwość, aby spotkać go w Funce – na codziennej Eucharystii, w czasie spowiedzi nad jeziorem, na Drodze Światła, gdzie widoku 250 osób w mroku z zapalonymi świecami wychwalającymi Pana nie zapomnę nigdy.  Te kilka dni były dla mnie czasem spotkania, poznania i pytania. Spotkania z Bogiem  z drugim człowiekiem. Poznania siebie i tego co mnie czeka. A może przede wszystkim pytania. Jesteśmy w wieku, gdy jeszcze poszukujemy swoich dróg, gdy próbujemy odnaleźć swoja własną drogę, często błądzimy. Dlatego myślę, że odpowiedzi księży na liczne pytania stypendystów, spotkanie z panem Jackiem Pulikowskim, liczne konferencje czy tzw. 15 min z papieżem Franciszkiem pozwoliły wielu z nas choć częściowo zrozumieć trudne dla nas prawdy, może z czymś się uporać, może cos w sobie zmienić, może czymś się podzielić, a może właśnie o czymś zapomnieć.

Obóz pokazał nam, że nie musimy się niczego obawiać, że nie możemy bać się Boga, wręcz przeciwnie, musimy dbać o to, aby naszej relacji z Bogiem nigdy nie zaprzepaścić. Bóg jest obecny wokół nas. Przejawia się przez ten cudowny widok, przez wspaniały głos Doroty podczas Dnia Papieskiego czy nieziemski wręcz pokaz baniek mydlanych kleryka Teodora. Zapamiętamy Funkę na długo jako wspaniałe miejsce, gdzie rozpoczęliśmy swoje studenckie życie.

Teraz, jako ambasadorowie Fundacji wkraczamy do naszej wspólnotowej rodziny w Krakowie. Mam nadzieję, ze dalej poprzez naszą pasję i radość w naszych oczach będziemy podejmować wspaniałe inicjatywy i przez to czynić wiele dobrego.

Już niedługo będziemy mieli przyjemność poznać naszych starszych kolegów ze wspólnoty. Tak naprawdę nikt nie wie dlaczego wybraliśmy akurat Kraków. Pewnie tak po prostu miało być. Podobnie jak z tegorocznym obozem. Bóg dał nam tą możliwość, by tam być,  by teraz zaczynać naszą wspólną przygodę w Krakowie. To nie mógł być przypadek.  To dla nas wszystkich coś znacznie ważniejszego, dobro, które procentuje, towarzysze podróży, którzy tak jak my wspinają się po tej ogromnej i stromej górze, której cel motywuje nawet podczas największego upadku.

[…] przypadkowe spotkanie jest czymś najmniej przypadkowym w naszym życiu […].Spotkania wytyczają drogę ludzkiego losu, niezależnie od tego, czy trwają kilka godzin, kilka dni, czy całe życie


Edyta Gawlak

wspólnota krakowska