Tradycją już jest, że w okresie przedświątecznym studiujący w Warszawie stypendyści FDNT przeżywają wielowymiarowe wydarzenie, jakim jest wspólnotowy opłatek. Bynajmniej nie jest to tradycja świecka, o czym świadczą fakty, które z reporterskiego obowiązku przywołuję.
Rozpoczęliśmy od najbardziej wyczekiwanej za czasów dzieciństwa części – obdarowywania się prezentami. Często takimi, które zamiast wartości materialnej niosły w sobie uczucie, poświęcone na jego przygotowanie. Takie zostaną zapamiętane na długo!
Podczas zabaw dołączył do nas prawdziwy Mikołaj, więc zanim udaliśmy się do stołu – zaprosiliśmy między nas Chrystusa w ofierze Mszy Świętej, sprawowanej przez członków Zarządu Fundacji: księży Jana Droba i Dariusza Kowalczyka. Jako centrum życia duchowego doskonale wypełniła piękne „opakowanie” tego dnia.
Gdy wszystko było już na swoim miejscu, udaliśmy się do sali, gdzie opłatek łamał się tak, że barszcz do dziś jest czerwony, a uszka nawet nie chcą o tym słyszeć! Aby wyobrazić sobie ogrom szczerych, płynących z serca życzeń – musisz koniecznie zamknąć oczy… Dobrze, otwórz je, bo stoły uginające się od tradycyjnego jadła przygotowanego przez stypendystów były gotowe, aby je pochłonąć oczami, nosami, a następnie ustami. Stypendyści jednak, jak również w życiu, nie gonią tylko za konsumpcją, lecz z uwagi na pokarm duchowy życzenia składali sobie tak długo, że nie ma takiej babci na świecie, która nie zdenerwowałaby się, że barszcz już wystygł. Na szczęście – dla wszystkich – wystarczyło czasu i na to, i na to.
Pozytywnie doświadczeni wspólnotowym przeżywaniem tego dnia również z tymi, którzy z różnych powodów nie mogli być obecni z nami, kończymy, pełni pozytywnych emocji i nadziei zarówno na te święta, jak i na cały Nowy Rok!
Łączymy się duchowo ze wszystkimi wspólnotami, które spędziły razem opłatkowy wieczór,
a czytającym życzymy prawdziwie ciepłych, rodzinnych Świąt przeżytych w radości z przyjścia Chrystusa: zarówno na świat, jak i do domowego zacisza każdego z nas.
Przemek Szwech,
wspólnota warszawska
foto. Karol Wiecheć