Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało… tak bardzo w życiu potrzebujemy duchownych, którzy objaśnią nam Słowo Boże, rozwieją wątpliwości na drodze wiary, udzielą sakramentów…
Na szczęście wśród stypendystów kwitną powołania. Mamy w naszych szeregach już dwóch wyświęconych księży, dziesięciu kleryków i trzy siostry zakonne. W rocznicę Ostatniej Wieczerzy przysłuchujemy się opowieściom czterech stypendystów – kleryków i siostry Beaty – absolwentki teologii.
Stereotypowi duchowni są ponurzy, nie znają prawdziwego życia, za to znają mnóstwo zakazów i nakazów? Pierwszoroczny kleryk Jakub Siutkowski z Gniezna, zaraża radością i entuzjazmem – jak sam to nazywa – świeżaka:
– Mitów wokół seminarium chodzi mnóstwo – np. czy śpię w trumnie? Tym oto zachowaniem mam być niby gotowy na swoją śmierć. I jeszcze inne ciekawe ludzkie wymysły. Od czasu, kiedy przyznałem się do tego, iż idę do seminarium, często różni ludzie zadają mi pytania związane z powołaniem. Są to pytania dla mnie bardzo trudne, ponieważ jest to dopiero początek mojej przygody z Panem Jezusem. Mogę powiedzieć, że dziś, tak – jest to moje dzisiejsze powołanie. Wstałem rano, przetarłem oczy i wybierałem: Tak !, Panie dziś chcę iść za tobą. Ten stan seminaryjny odpowiada obrazowi z ewangelii, kiedy to grupa ludzi (uczniów) chodziła za Jezusem i przysłuchiwała się jego naukom.
Opowiadania o powołaniu zawsze przysparzają mi dużo radości.
Początki swojego „powołania‘’ wspominam już, kiedy miałem około pięciu lat. Bardzo lubiłem odprawiać najróżniejsze nabożeństwa, msze, pogrzeby, procesje. Robiłem to z bardzo wielkim skupieniem i powagą. Najczęściej w domu, kiedy nie było nikogo, bądź ukryty gdzieś w lesie, na łące. Zazwyczaj bawiłem się sam. Budowałem ołtarze, mówiłem kazania, nawet przebierałem się. Szatą był obrus od babci. Te moje „liturgie” trwały wiele lat – do 3. klasy gimnazjum. A tak na poważnie myśl o tym, by zostać księdzem zrodziła mi się na klasowej wycieczce. Pojechaliśmy do Salezjanów, do Lądu. Do dziś nie umiem wytłumaczyć co tam się zadziało. Oczywiście też miałem odwieczne pragnienie bycia ministrantem. Zostałem z nim dopiero w 2. klasie gimnazjum. Najśmieszniejsze było, jak to się stało. Nie miałem odwagi zapytać księdza. Dopiero po namowie kolegów podszedłem i zapytałem. A ksiądz na to:
– Ależ oczywiście! Słuchaj przyjdź w niedzielę na 12 do zakrystii.
Była wielka radość, ale z drugiej strony obawa… Tylu tam chłopaków i to niektórzy tacy wyrośnięci. Pojawił się lęk. Tyle rozmyślałem, że nie poszedłem. Po pół roku kolejna próba. Odważyłem i poszedłem jeszcze raz do tego samego księdza na lekcji religii. A ksiądz pokazał mi gest z opuszczoną powieką na oku i zapytał:
– Słuchaj a czy jedzie mi tu czołg ?
To co ksiądz mi tym uświadomił dało mi takiego kopniaka, że tego samego dnia a dokładnie 16 października 2007 roku pojawiłem się jako kandydat z żółtą przepaską na różańcu. Tego właśnie dnia zaczyna się moje wspólne wędrowanie z Panem. Wyobraźcie sobie, jak to komicznie wyglądało. Jako kandydat byłem z czterema chłopczykami z przedszkola i pięcioma z 2. klasy szkoły podstawowej.
Na temat kościoła i tego co z nim związane, nie wiedziałem nic. Byłem typem, co tylko uczęszczał na niedzielną Eucharystię i tyle. Po paru miesiącach siostra zakonna zapytała mnie, czy nie chciałbym przychodzić na spotkania młodzieży. Poszedłem! I tak krok po kroku stawiałem swoje pierwsze kroki w rozwoju drogi wiary. Ciekawą sytuacją było to, iż ja pierwszą w swoim życiu koronkę do Bożego miłosierdzia odmawiałem na misterium męki Pańskiej, na którą pojechaliśmy ze wspólnotą. Wtedy też zadałem tej samej siostrze, co mnie zwerbowała, pytanie: co Siostra za książkę codziennie czyta ? Książkę – a to był oczywiście brewiarz. I nie czyta tylko się modli. Po tym widać jaki był poziom mojej wiary w 2 klasie gimnazjum.
Dzień w seminarium
Daniel Kowalski, alumn drugiego roku w Wyższym Seminarium Duchownym Diecezji Ełckiej:
Bardzo wiele osób pyta mnie o życie w seminarium. Jak to jest być klerykiem?
Kiedy przyjechałem do domu po dwumiesięcznej nieobecności mój ksiądz proboszcz poprosił mnie, abym opowiedział kilka słów o seminarium podczas Mszy Świętej. Wiele osób się dziwiło.
Wstaję około 6:00, następnie udaję się do kaplicy na poranne modlitwy z medytacją. O godzinie 7.00 najważniejszy punkt dnia – Msza Święta, potem śniadanie i wykłady, które zazwyczaj trwają do godziny 12:45.
O 12:50 gromadzimy się na modlitwach południowych, następnie – obiad. Od godziny 13:30 do 14:30 w czwartki i niedziele do 17:00 – czas który nazywa się rekreacją. O 14:30-18:00 – studium , a w międzyczasie lektura Pisma Świętego i lektura duchowa.
Modlitwy wieczorne o godzinie 18:30, później kolacja i do godziny 20:00 czas wolny. Do godziny 21:00 adoracja, kompleta i święty czas milczenia.
Tak oto upływają nam dni w seminarium , oczywiście są także wyjścia na basen czy na halę sportową. Po zdanej relacji usłyszałem od parafian: ,,Gorzej niż w wojsku‘’. Osobiście uważam że czas seminaryjny jest bardzo fajnie skonstruowany – nie ma czasu na nudę. Najwięcej problemów mam z porannym wstawaniem; kiedy mi się nie chce, mówię ,,Panie Boże spraw aby mi się chciało tak jak mi się nie chce‘’. I tak oto udaje się.
W seminarium bardzo ważną rolę pełni Ojciec Duchowny, który jest bezpośrednio odpowiedzialny za formację duchową, wprowadza alumnów w świat życia wewnętrznego, ukazując bogactwa duchowości i sposoby ich przyswajania.
W najbliższym czasie czeka mnie bardzo ważne wydarzenie – obłóczyny. Jest to uroczyste nałożenie sutanny . Trochę się tego boję, ponieważ na ulicy nikt nie będzie wiedział że jestem klerykiem – wszyscy będą myśleli że jestem księdzem, a to nie lada wyzwanie, a zarazem odpowiedzialność.
Bardzo się cieszę kiedy spotykam się z różnymi osobami i mogę z nimi porozmawiać a czasem pomóc. Wielu przychodzi po radę , a wielu porozmawiać . Już teraz kiedy spotykam ludzi w Ełku słyszę ,, Szczęść Boże ‘’ – jest to bardzo miłe.
Fundacja pomogła mi i na pewno pomaga w spełnianiu moich marzeń. Poprzez obozy, spotkania – nawiązuje się nowe kontakty i znajomości . Fundacja przede wszystkim ukazała mi że nie należy tylko brać , ale przede wszystkim dawać z siebie.
Każdy z nas jest powołany. Sam Chrystus wplata się w nasze życie i je przemienia, a wszyscy mamy swoją drogę: tą drogą jest życie w rodzinie, czy w samotności, tą drogą będzie życie konsekrowane w ślubach czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, a także powołanie do kapłaństwa.
Studiuje się intelektem i – co najważniejsze – sercem
Daniel Zadorski, drugi rok Wyższego Seminarium Duchownego w Kielcach:
Mam na imię Daniel, od 6 lat jestem stypendystą Fundacji. Moje powołanie zrodziło się w małym miasteczku w województwie świętokrzyskim – w Chmielniku. W liceum modliłem się więcej i baczniej obserwowałem jak wygląda życie księdza. Dostałem się do seminarium i… Nowy tryb życia, nowe otoczenie, nowi ludzie… Wszystko było nowe prócz Jednego – Chrystusa i Jego wzywającego głosu.
Wyjątkowym miejscem jest Seminarium Duchowne; to uczelnia wyższa, gdzie studiuje się intelektem i – co najważniejsze – sercem. Intelektem poznaje się bowiem to, co dostępne dla rozumu, natomiast sercem zgłębia się to, czego rozum pojąć nie może. Droga do kapłaństwa jest piękna, a zarazem trudna. Każdego dnia musimy przecież zdawać egzamin z miłości do bliźniego. Bo kapłaństwo wypływa z miłości do Boga i ludzi.
Będąc na drugim roku Wyższego Seminarium Duchownego w Kielcach, jestem przekonany, że warto jest poświęcić życie dla Chrystusa, Ewangelii i drugiego człowieka. Mam wielką radość z tego, że mogę rozwijać swoje powołanie i z radością realizować to, czego oczekuje ode mnie Chrystus. Spotykając się z różnymi osobami: dziećmi, młodzieżą, osobami starszymi, niepełnosprawnymi, chorymi, doświadczam jak bardzo potrzebują kapłana, który będzie im przybliżał Chrystusa, nie tylko w posłudze sakramentalnej, ale również w towarzyszeniu na drodze życia, często pełnej cierpienia.
Dlaczego jednak wybrał mnie, to pytanie pozostanie do końca tajemnicą; jeśli ktoś słyszy taki głos, nie może odrzucić tego wezwania, jak napisał ks. Twardowski: „ Bóg nie wybiera do swej służby (…) tego, kto jest piękny, dobry, szlachetny. Wybiera tego, kogo chce. Wybiera świętego, aby był bardziej święty; wybiera grzesznika, aby nie był grzesznikiem. Ciekawy jest ten wybór”.
Dar i tajemnica
Bogdan Mikołajczyk:
Jestem obecnie na IV roku w Wyższym Seminarium Duchownym w Tarnowie
i przygotowuję się do umiłowanego kapłaństwa. Pragnę powtórzyć za Janem Pawłem II, że powołanie do kapłaństwa jest wielkim darem, a zarazem tajemnicą. Świadom prawdziwości tych słów pochylam się nad swoim powołaniem, wdzięczny Bogu za to, że zechciał powołać właśnie mnie. Uważam, że postawa wdzięczności wobec tego wielkiego daru jest tu najodpowiedniejsza.
Czas formacji seminaryjnej jest czasem codziennego podążania za Panem, a także „walki duchowej” o kapłaństwo, o modlitwę i na modlitwie. Jako przygotowujący się do kapłaństwa, z utęsknieniem oczekujemy upragnionego dnia, gdy otrzymamy święcenia (po VI roku). Po drodze towarzyszy nam radość, gdy przyjmujemy strój duchowny, posługę lektoratu (na III roku), akolitatu (na IV roku) oraz święcenia diakonatu (na V roku).
Może się rodzić pytanie: jak reagują ludzie widząc kleryka? Otóż, jako kleryk spotykałem się z różnymi reakcjami w stosunku do mojej osoby. Jedni, dowiedziawszy się, że jestem w seminarium okazywali radość i wsparcie, chętnie podejmowali dialog, natomiast inni wręcz przeciwnie. Uważam, że reakcja zależy zawsze od osobistej więzi z Bogiem danego człowieka.
Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia zawdzięczam wiele. Nie tylko pomoc materialną w formie stypendium, ale także formacyjną. Uczestnicząc w wielu obozach miałem okazję nie tylko zwiedzić wiele ciekawych miejsc, ale nade wszystko mogłem poznać wielu mądrych ludzi o zdrowym światopoglądzie. Bardzo się cieszę, że Fundacja organizuje wakacyjne obozy formacyjne, które pomagają nam zarówno poznać się nawzajem, a także stworzyć wspólnotę zgromadzoną na Eucharystii. Podczas tych obozów można było odczuć rodzinną atmosferę, pełną radości, wzajemnej troski i życzliwości. Wśród stypendystów spotkałem wielu odważnych ludzi, którzy dawali świadectwo życia prawdziwie chrześcijańskiego, co też niejednokrotnie wzbudzało podziw u mieszkańców miast, w których mieszkaliśmy podczas obozów. Byli po prostu zdziwieni, że w Polsce jest jeszcze taka młodzież.
Wdzięczny Bogu za Fundację Dzieło Nowego Tysiąclecia zapewniam
o modlitwie zarówno za ofiarodawców, stypendystów, jak również jej pracowników, prosząc o błogosławieństwo Boże i potrzebne łaski dla nich wszystkich. Ufam, że Fundacja Dzieło Nowego Tysiąclecia, która jest Żywym Pomnikiem bł. Jana Pawła II, będzie w dalszym ciągu wzrastała ku jak najlepszemu wypełnianiu swojej misji na Chwałę Bożą.
Każdy jest powołany do miłości
Siostra Beata Trela – absolwentka teologii, postulantka w Zgromadzeniu Sióstr Świętej Rodziny z Bordeaux:
Głos Boży, wzywający mnie do całkowitego Oddania się Największej Miłości odczuwałam już od dzieciństwa. Oczywiście wtedy jeszcze nie wiedziałam i nie interpretowałam tego w taki sposób, jak odczytuję to dziś. Od zawsze mijając siostrę zakonną, „czułam” się jakoś inaczej, a jej obecność nigdy nie była dla mnie obojętna. W samym rozeznawaniu i upewnianiu się co do swojego powołania, bardzo pomogła mi rozpoczęta przygoda z nasza Fundacją Papieską. Jestem przekonana, że choć nie znał mnie osobiście nasz Ojciec Święty Jan Paweł II, to za Jego wstawiennictwem, otrzymałam tak dużo światła i łaski w odczytywaniu swojej drogi. Ma to właśnie ścisły związek z FDNT. Pierwszy mój obóz, dwutygodniowy: przeżyłam we Wrocławiu, wtedy maturzyści byli na tym samym obozie co gimnazjaliści i licealiści, ale my mieliśmy uprzywilejowane miejsce noclegowe: czyli seminarium duchowne. To miejsce, a szczególnie kaplica, bardzo do mnie przemawiała.
Jako maturzystka, złożyłam podania na dwa kierunki studiów: na polonistykę i teologię. Teologii raczej nie brałam pod uwagę, ale podczas tamtych dwóch tygodni we Wrocławiu, właśnie w tamtej kaplicy seminaryjnej: zrozumiałam, że moim powołaniem są studia Teologiczne. W moim sercu zrodziła się równocześnie myśl, że zostanę Siostrą zakonną, ale dopiero po studiach. I tak można powiedzieć, że rozpoczęła się moja przygoda z Fundacją, jako maturzystka przeżyłam swój pierwszy obóz, tak dla mojego życia istotny. Potem zaczęły się studia. Moją wspólnotą akademicką był Szczecin. I znowu obozy, tym razem studenckie. Każdy kolejny obóz upewniał mnie, co do mojej przyszłej drogi. Wymowne jest również to, że mój ostatni, ubiegłoroczny, przebiegał przecież pod hasłem rodziny. A ja miałam już podjętą wówczas decyzję o wstąpieniu do Sióstr Świętej Rodziny z Bordeaux. Jest to małe zgromadzenie zakonne, jeśli chodzi o prowincję w Polsce, ale nasz Pan właśnie do tego mnie zaprosił. Niesamowite jest to, że na terenach skąd pochodzę, zupełnie nie ma moich Sióstr. A poznałam je w taki sposób, że po prostu przyjechały na jeden rok szkolny do… mojej parafii;) Ten jeden rok wystarczył. Dar powołania zakonnego to głęboka tajemnica, i z pewnością nie da się do końca jej opisać. Głos Boga, Jego wołanie, Jego zaproszenie do wyłączenia się z życia w świecie, by należeć tylko do Jezusa, i przez całkowitą służbę być narzędziem w przybliżaniu do Boga całego świata: to rzeczywistość trudna do wytłumaczenia, do opisania. Najważniejsze w naszym życiu jest Kochać Boga! Gdy chcę naprawdę z całego serca kochać Boga, Jego miłość przemienia mnie, a przeze mnie ludzi, których stawia codziennie na mojej drodze. Bóg każdego z nas powołał do Miłości! To właśnie Miłość jest podstawowym powołaniem każdego z Nas. I każde powołanie jest piękne: najważniejsze jest zatem odkryć: jakie jest Boże marzenie, Boże zaproszenie, Boża propozycja, Boży pomysł na moje życie? To przecież Bóg najlepiej nas zna. Lepiej, niż człowiek sam siebie. Warto zaufać Bogu, bo On najlepiej wie, gdzie będziemy szczęśliwi i w jaki sposób najlepiej możemy zrealizować swoje człowieczeństwo, i swoje powołanie do Miłości, powołanie do Świętości. Pozdrawiam Wszystkich stypendystów serdecznie, i proszę o modlitwę, bym pełniła Bożą wolę!
Wysłuchała Basia Wiśniowska