Świętość to nie czynienie rzeczy nadzwyczajnych…

„Świętość to nie czynienie rzeczy nadzwyczajnych, ale to nadzwyczajne przeżywanie codzienności” – wywiad z o. dr. hab. Szczepanem T. Praśkiewiczem OCD

Ojciec dr hab. Szczepan T. Praśkiewicz OCD jest członkiem Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych, działającej przy Stolicy Apostolskiej, a także autorem licznych książek. W rozmowie odpowiada na pytania dotyczące świętości oraz osób wyniesionych na ołtarze. Zdradza, ilu mamy polskich świętych, dzieląc się również szczegółami na temat beatyfikacji Rodziny Ulmów i procesu beatyfikacyjnego Sługi Bożej Heleny Kmieć.

Jakie są zadania Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych? 

Należy najpierw zauważyć, że od 19 marca 2022 r., czyli od wydania przez Papieża Franciszka konstytucji apostolskiej „Praedicate Evangelium” o reformie Kurii Rzymskiej, wcześniejsza Kongregacja otrzymała nową nazwę i jest dziś Dykasterią Spraw Kanonizacyjnych. Jej zadania określa ta sama konstytucja apostolska. Dykasteria zajmuje się więc tym, co dotyczy spraw beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych, innymi słowy wszystkim, co odnosi się do wynoszenia na ołtarze osób, które zmarły w opinii świętości lub dobrowolnie oddały życie w imię Ewangelii czy też poniosły męczeństwo zadane im przez wrogów wiary.

Czym zajmuje się ojciec jako członek Dykasterii?

Należę do kolegium jej relatorów i naszym zadaniem jest redagowanie tzw. Positiones. Mówiąc prościej, dla każdego kandydata na ołtarze, czyli w języku kanonicznym Sługi Bożego, musi być opracowana Księga (Positio) zawierająca syntezę procesu beatyfikacyjnego, jaki wcześniej miał miejsce w diecezji jego pochodzenia. Akta tegoż procesu – tj. dokumenty dotyczące Sługi Bożego, zeznania świadków na temat jego cnót czy męczeństwa, jego pisma (o ile takowe pozostawił), świadectwa łask, jakie są wypraszane za jego wstawiennictwem – są przekazywane do Dykasterii. Naszym zadaniem jest opracowanie ich syntezy we wspomnianej Positio, która potem jest przedmiotem obrad historyków, teologów, biskupów i kardynałów, członków Dykasterii. Opinia tychże gremiów, jeśli jest pozytywna, tzn. przychylna wyniesieniu danego kandydata na ołtarze, by był wzorem do naśladowania dla innych, trafia na biurko Ojca Świętego i on podejmuje ostateczną decyzję o beatyfikacji lub kanonizacji. 

Kim jest święty?

Świętość to nie czynienie rzeczy nadzwyczajnych, ale to nadzwyczajne przeżywanie codzienności. Np. św. Teresa od Dzieciątka Jezus od wstąpienia do klasztoru nigdy nie opuściła jego murów i zmarła ponad sto lat temu, mając zaledwie 24 lata. Fascynuje cały świat. Czym? Swoją prostotą. Jej pamiętniki, znane pod wymownym tytułem „Dzieje duszy”, są przetłumaczone na ponad sto języków. Żyjąc u schyłku XIX wieku, gdy powszechnie uważano Boga za surowego sędziego, który przede wszystkim karze za zło, św. Teresa popłynęła niejako pod prąd i ukazała, że Bóg jest miłosiernym Ojcem i że człowiek powinien stawać wobec Niego bez lęku, tak jak dziecko wobec swego dobrego ojca. 

Dawniej uważało się, że świętym jest ten, kto jest umartwiony, wyłączony z rzeczywistości tego świata, zakapturzony jak jakiś mnich. Natomiast dziś – nie przekreślając oczywiście wartości ascezy – mówiąc o świętości, stawia się zasadnicze pytanie: czy ten człowiek żył miłością, czy zrealizował swoją życiową misję, czy osiągnął pełnię człowieczeństwa, pełnię ewangelicznej doskonałości w szkole Chrystusowej miłości. Rozumienie świętości przeszło, możemy powiedzieć, wielką ewolucję, od ucieczki na pustynię, poprzez cudowności i skrajne praktyki podejmowane przez wiernych w okresie średniowiecza, aż po współczesne rozumowanie posoborowe, które podkreśla bardziej ludzką, aniżeli ascetyczną postać świętego. Dzisiejszy człowiek – jak powiedział już św. Paweł VI – chce w świętym widzieć „brata ze swego codziennego życia”. 

Świętość we współczesnej teologii rozumiana jest jako doskonałe zjednoczenie z Chrystusem, które osiąga się przez życie Ewangelią i jej największym przykazaniem – przykazaniem miłości. Święci zaś – jak często słyszymy w liturgii – są tymi, w których znajdujemy wzór postępowania, których przykład umacnia nas w dobrym życiu, których słowa nas pouczają, i których wstawiennictwo wyprasza nam Bożą opiekę.

Jakie warunki muszą zaistnieć, by ogłosić kogoś błogosławionym, a jakie, żeby świętym? Czy istnieje możliwość ustanowienia kogoś od razu świętym?

Kanonizację, tj. ogłoszenie kogoś świętym, według aktualnej procedury musi poprzedzać wcześniejsza beatyfikacja, tj. ogłoszenie błogosławionym. Istnieje pewne zróżnicowanie w odniesieniu do beatyfikacji męczenników i wyznawców. Ci pierwsi są zwolnieni z potrzeby zatwierdzania cudu za ich przyczyną, potrzebnego do beatyfikacji, bo uznaje się za cud fakt ich wytrwania w wierności Chrystusowi i przelanie dla Niego własnej krwi. Wyznawcy natomiast, ci, których procesy są prowadzone na drodze udowodnienia heroiczności ich cnót czy dobrowolnego oddania życia w imię Ewangelii, do beatyfikacji potrzebują jeszcze zatwierdzenia cudu, zjawiska niewytłumaczalnego z naukowego punktu widzenia, a wyproszonego u Pana Boga za ich przyczyną.

Natomiast do kanonizacji, zarówno męczennicy jak i wyznawcy potrzebują właśnie cudu, tj. nadprzyrodzonej pieczęci Pana Boga, by mogli być ogłoszeni świętymi. Na marginesie powiem, że dawniej trzeba było zatwierdzić dwa cuda tak do beatyfikacji, jak do kanonizacji. Reformy dokonał św. Jan Paweł II, stwierdzając, że wystarczy jeden cud jako potwierdzenie Pana Boga. Jednak w żargonie zaangażowanych w procesy beatyfikacyjne i kanonizacyjne mówi się, że wystarczy jeden cud, bo doprowadzenie do jego zatwierdzenia jest właśnie drugim cudem. Rzeczywiście, kryteria w procedurze są bardzo ścisłe, naukowe.

Przy badaniu cudów należy wyróżnić dwie płaszczyzny, tj. naukową, która wykazuje niewytłumaczalność zjawiska, najczęściej powrót do zdrowia wbrew rokowaniom lekarzy, a nie rzadko inne zjawiska fizyczne jak rozmnożenie żywności, uratowanie się wbrew prawom fizyki załogi okrętu podwodnego, który uległ awarii na dnie oceanu, i inne. Wówczas ocena wydarzeń należy nie do lekarzy, ale do rzeczoznawców z danych dziedzin wiedzy. I dopiero gdy biegli stwierdzą niewytłumaczalność zjawiska z naukowego punktu widzenia, przechodzi się na płaszczyznę religijną, teologiczną, która musi wykazać związek przyczynowo skutkowy pomiędzy niewytłumaczalnym wydarzeniem a modlitwą wstawienniczą za pośrednictwem kandydata do beatyfikacji czy kanonizacji.

Ilu mamy polskich świętych i którzy z nich są najbardziej znani w świecie? Co o tym decyduje?

Według rejestrów Dykasterii mamy 32 polskich lub z Polską związanych świętych (np. św. Wojciech nie był Polakiem, ale Czechem) i 240 błogosławionych. Zauważmy, że wśród tych ostatnich są liczne grupy, np. 50 dominikańskich męczenników sandomierskich, 13 męczenników unickich, 11 sióstr nazaretanek z Nowogródka, czy 108 męczenników II wojny światowej z rąk niemieckich. Najbardziej znanymi w świecie są apostołowie miłosierdzia, czyli św. Jan Paweł II i św. Faustyna Kowalska, a nadto św. Maksymilian Maria Kolbe, ostatnio zaś Rodzina Ulmów. Decyduje o tym vox populi – głos ludu, który sprawia, że ci święci są kochani, przyzywani, nie dlatego, że nakazują ich czcić pasterze Kościoła, ale dlatego, że lud Boży spontanicznie czuje potrzebę uciekania się do nich i ich przyzywania. 

Jednym ze wspominanych wcześniej świętych jest św. Jan Paweł II, patron Fundacji. Podczas swojego pontyfikatu przeprowadził wiele beatyfikacji i kanonizacji. Jak ojciec myśli, co o tym zdecydowało?

Św. Jan Paweł II wiedział, że święci odgrywają bardzo ważną rolę w życiu ludzi i narodów. Dlatego też jako Papież często mówił o powszechnym powołaniu do świętości, dał nam wspaniały przykład osobistej świętości życia, zachęcał do podejmowania wysiłku zmierzającego do ukazywania wzorów świętości ludzi, którzy żyli pośród nas i jako Piotr naszych czasów beatyfikował i kanonizował wiele osób, dając licznym narodom ich pierwszych świętych, ich pierwszych rodaków wyniesionych na ołtarze. To on wyniósł na ołtarze pierwszą parę małżeńską Alojzego i Marię Beltrame Quattrocchich i ukierunkował proces beatyfikacyjny małżonków Ludwika i Zelii Martin, rodziców św. Teresy. Nadto wskazał pedagogikę świętości jako zasadniczy element programu duszpasterskiego na nowe, trzecie tysiąclecie.

Jan Paweł II ukazał nam ludzkie oblicze świętości rozumianej jako ewangeliczna doskonałość, jako pełne zrealizowanie się człowieka, tj. osiągnięcie przez niego komunii z Bogiem, do czego przecież człowiek został stworzony i co stanowi najwyższą rację jego godności. Dlatego stał się symbolem obrony zarówno praw narodów, jak i jednostek, praw dziecka i starca, praw godności każdego człowieka w dzisiejszym zmaterializowanym, hedonistycznym świecie. Ale równocześnie przypominał doktrynalną podstawę, teologiczny fundament godności oraz praw osoby, tj. stworzenie człowieka na obraz i podobieństwo Boże, jego odkupienie krwią Chrystusa, obdarowanie go – w Chrystusie – Bożym synostwem i powołanie go do życia z Bogiem samym przez całą wieczność. Tym samym Jan Paweł II bronił praw Bożych, gdyż wiedział, że do wielkich rzeczy człowiek został stworzony, że jest on drogi w Bożych oczach i do Boga powinien należeć, bo przecież nikt nie zna człowieka tak jak Bóg, nikt nie kocha go tak jak Bóg i nikt nie postawił człowieka w centrum wszechświata tak jak Bóg.

Z tak rozumianej godności człowieka, godności dziecka Bożego, nie mogą zatem – mówił Jan Paweł II – wynikać prawa sprzeczne z prawem naturalnym i moralnym, dlatego też wypowiadał się stanowczo i zdecydowanie przeciwko nim. Właściwie należałoby nazwać je „pseudoprawami”, coraz żywszymi w naszym społeczeństwie: pseudoprawo do aborcji, pseudoprawo do wolności obyczajów, pseudoprawo do eutanazji, pseudoprawo do małżeństw homoseksualnych, pseudoprawo do terroryzmu; pseudowolność od wszelkich etycznych zasad ludzkiego współżycia, itd. Wobec tych „pseudopraw” nie można nie wyrazić sprzeciwu i oburzenia, co Jan Paweł II czynił z odwagą, i co dostrzegli ludzie wszystkich narodowości, języków i kontynentów, nazywając go za to świętym.

Okres, w jakim żyjemy, tak jak każdy, ma swoją specyfikę. Wstawiennictwo których świętych mógłby ojciec szczególnie polecić na współczesne czasy?

Myślę, że dla Polski, w tym delikatnym momencie, w kluczu chronologicznym, zalecałbym uciekanie się do wstawiennictwa św. Stanisława Szczepanowskiego, patrona ładu moralnego, a nadto bł. kard. Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia, przywołując jego non possumus wobec władzy, która wprowadza prawa sprzeczne już nie tylko z dekalogiem, ale z prawem naturalnym. Nauczycieli i katechetów, w tym czasie kontestacji prawa do katechezy w szkole, zachęcałbym do modlitwy do bł. Natalii Tułasiewicz, ogłoszonej w styczniu 2022 ich patronką. Teściowym i synowym polecałbym nabożeństwo do bł. Marianny Biernackiej, która w czasie wojny poszła dobrowolnie na śmierć, by ocalić swoją brzemienną synową.

We wrześniu minionego roku przeżywaliśmy beatyfikację Rodziny Ulmów. Wiele osób może zastanawiać się, czy ostatnie dziecko Ulmów jest uznane za błogosławione jako nienarodzone, czy jako narodzone. Czy może ojciec objaśnić tę kwestię?

Wiemy, że w chwili egzekucji bł. Wiktoria Ulma była w zaawansowanej ciąży i najmłodsze, siódme jej dziecko, które zaczęło się rodzić w okolicznościach mordu, nie zostało ochrzczone. Podczas pierwszej ekshumacji, gdy proboszcz parafii zechciał z wiernymi przenieść ciała zamordowanych z miejsca pierwotnego pochówku obok miejsca zbrodni na cmentarz parafialny, główka i tułów tegoż siódmego dziecka znajdowały się na zewnątrz narządów rodnych matki. Według prawa polskiego dziecko to nie może być uznane za narodzone, bo nie zostało odłączone od organizmu matki. 

  Podczas procesu beatyfikacyjnego w niektórych środowiskach pojawiły się pytania, jak dziecko nieochrzczone może być beatyfikowane wraz ze swymi rodzicami i rodzeństwem, skoro według wielowiekowego nauczania Kościoła nieochrzczeni nie mogą dostąpić wizji uszczęśliwiającej. Odpowiadaliśmy, cytując Sumę Teologiczną św. Tomasza z Akwinu, gdzie czytamy: „Bóg nie związał swojej mocy z sakramentami, tak by bez sakramentów nie mógł udzielić skutku sakramentów”, a nadto naukę Katechizmu Kościoła Katolickiego: „Bóg związał zbawienie z sakramentem chrztu, ale sam nie jest związany swoimi sakramentami” (nr 1257).

Pytaliśmy też kontestatorów, kto ochrzcił Młodziaków z Betlejem, których czcimy jako świętych w liturgii Kościoła. Nadto przywoływaliśmy wypracowane w teologii zasady chrztu krwi i chrztu pragnienia. Co do chrztu pragnienia możemy mieć stuprocentową pewność, że błogosławieni Rodzice z Markowej na pewno pragnęli tego, by ich najmłodsza pociecha została ochrzczona, podobnie jak ochrzcili dzieci wcześniej urodzone, ale nie mogli uczynić tego, co chcieliby uczynić, bo zanim dziecko się narodziło, spotkała ich męczeńska śmierć. Natomiast w odniesieniu do chrztu krwi wolno nam być przekonanymi, że zostało weń zanurzone najmłodsze dziecko Ulmów, podobnie jak to miało miejsce w przypadku wspomnianych Świętych Młodzianków z Betlejem, którzy nie dostąpili sakramentu chrztu, a są czczeni w liturgii Kościoła i nikt nie kwestionuje, że cieszą się wizją uszczęśliwiającą.

Włączywszy najmłodsze dziecko Ulmów do beatyfikacji wraz z rodzicami i rodzeństwem Kościół potwierdził naukę, że życie człowieka rozpoczyna się z chwilą jego poczęcia i tym samym potępia aborcję, tj. zabójstwo dzieci w okresie prenatalnym. Wyłączenie najmłodszego dziecka Ulmów z beatyfikacji mogłoby być błędnie postrzegane, jako fakt, że dla Kościoła życie człowieka liczy się dopiero od jego narodzin, co miałoby bardzo negatywny wpływ na jego nauczanie w kwestii aborcji i mogłoby sugerować przyzwolenie Kościoła na ten straszliwy grzech dzieciobójstwa. Zauważmy, jak bardzo jasna jest tytulacja procesu rodziny Ulmów. Bulla beatyfikacyjna mówi o „małżonkach Józefie i Wiktorii Ulma z siedmiorgiem dzieci”; nie mówi się ogólnie „z dziećmi”, ale precyzuje się dokładnie „z siedmiorgiem dzieci”, aby nie było żadnych wątpliwości.

10 maja bieżącego roku rozpoczął się Proces Beatyfikacyjny Heleny Kmieć. Proszę, by opowiedział Ojciec o tym wydarzeniu.

Tak, proces Heleny na etapie diecezjalnym rozpoczął się w Krakowie minionego 10 maja. W wielu środowiskach wyrażano zdziwienie, że jest on prowadzony na drodze udowodnienia heroiczności cnót Helenki, a nie na drodze udowodnienia jej męczeństwa. Otóż w przypadku Sługi Bożej (taki tytuł przysługuje Helenie od dnia rozpoczęcia procesu) nie możemy mówić o męczeństwie, gdyż jej zabójca nie kierował się nienawiścią do wiary, ani zamiarem pozbawienia jej cnoty czystości, ale działał na tle czysto rabunkowym, w celu zdobycia pieniędzy, sądząc, że skoro przyjechała z bogatej Europy, musi je posiadać.

Jestem przekonany, że udowodnienie praktyki cnót w sposób ponadprzeciętny, czyli heroiczny, nie będzie w przypadku Heleny stanowiło żadnej trudności, co potwierdzają liczne wspomnienia osób, które ją znały i które otwarcie o tym mówią. 

 

Wywiad przygotowała: Weronika Tutka