Praktyki Justyny w radiu

Pierwszy dzień praktyk w Polskim Radiu. Usłyszałam: „Proszę przyjść przed szóstą.” Już dwa dni wcześniej zaczynałam się przestawiać  i kładłam się spać o dwudziestej pierwszej, żeby być w stanie wstać o czwartej rano. Jak się później dowiedziałam, niektórzy spikerzy mają swój specjalny system i co dzień zasypiają o 22:30.

Siedziałam w studiu nagraniowym i próbowałam patrzeć jednocześnie na wydawcę programu, osobę odpowiedzialną za obsługę miksera emisyjnego, spikera i zmieniających się przy mikrofonie dziennikarzy radiowych w zależności od tego, czy na antenie była akurat prognoza pogody, czy wiadomości ze świata sportu. Bez przerwy ktoś wchodził i wychodził.

W ciągu miesiąca nauczyłam się kilku przydatnych umiejętności, co najważniejsze, musiałam sama do nich dochodzić, a mój opiekun praktyk dawał mi jedynie wskazówki, kiedy już miał jakiś materiał, który mógłby skomentować. Najpierw zrobiłam ankietę uliczną, żeby zdobyć materiał dźwiękowy do ćwiczeń, co okazało się całkiem proste. Trochę bardziej skomplikowane było oswojenie programu do montażu dźwięku. Kilka godzin praktyki sprawiło jednak, że zaczęłam się nim swobodnie posługiwać.

Najbardziej interesująca wydała mi się praca z głosem w kabinie nagraniowej. Miałam za zadanie napisać felieton, a potem nagrać go. Słuchawki na uszach, mikrofon i niewielki mikser radiowy pod ręką. To bardzo dziwne uczucie słyszeć siebie z taką dokładnością co do najmniejszego nawet szmeru, kiedy nagrywa się głos mikrofonem pojemnościowym. Po odsłuchaniu nagranego przeze mnie materiału, opiekun praktyk ocenił moją dykcję i polecił ćwiczenia na jej poprawę. Uwagi profesjonalisty, który pracuje w radiu od lat, są bezcenne, dlatego wydaje mi się, że nawet dla samej możliwości oceny swoich umiejętności warto odbyć tego typu praktyki.

Jeśli tylko będzie taka możliwość, chciałabym wrócić do Polskiego Radia. Jako radio publiczne nie jest podporządkowane prawom rynku w tak dużym stopniu jak inne rozgłośnie, dlatego wciąż jest wiele miejsca na kreatywność i panuje tam raczej przyjacielska niż korporacyjna atmosfera. Myślę, że gdyby nie Fundacja, o wiele trudniej byłoby mi zdobyć takie doświadczenia.

Justyna Katarzyna Kielniacz / FDNT