Rozmowa z panią Małgorzatą Nawrocką, autorką Trylogii antymagicznej oraz wielu innych książek dla dzieci i młodzieży.
Basia Wiśniowska: Sagę o Harrym Potterze zaczęłam czytać na studiach, bo kolega z polonistyki polecił mi ją jako literaturę najwyższej klasy. Rzeczywiście: czytało się z zapartym tchem – wartka akcja, ciekawi bohaterowie, zaskakujące przygody, a wszystko w klimacie niezwykłości i magii. Po pierwszym tomie sięgnęłam po kolejne, bo lubię fantastykę. Zdziwiła mnie informacja radiowa, że książki trafiły na Indeks Ksiąg Zakazanych… uznałam to najpierw za grubą przesadę i szukanie na siłę czarownic. Dopiero pewien wykładowca zacytował nam wypowiedź kardynała Ratzingera, późniejszego papieża na temat sagi: „jest to subtelne uwiedzenie, które oddziałuje niepostrzeżenie, a przez to głęboko, i rozkłada chrześcijaństwo w duszy człowieka, zanim mogło ono w ogóle wyrosnąć”. Co te słowa mogą oznaczać?
Małgorzata Nawrocka: Zarówno Biblia jak i „Biblia Szatana” zgadzają się co do tego, że magia istnieje naprawdę, że jest grzechem śmiertelnym bałwochwalstwa i że nie można jej rozróżniać na czarną i białą. Jest namiastką i karykaturą cudu. Szczytem nadprzyrodzonych osiągnięć żywych, inteligentnych demonów. Obszarem ich jedynowładczego, zgubnego dla duszy ludzkiej królowania. Z tej perspektywy spojrzenie na wpływ lektur tego typu na stan duszy i rozwój intelektualny dzieci nie wydaje się już tak nieistotne i zabawne.
Od wieków istniały książki i bajki o magii, obecnie fantastyka jest bardzo popularna. Niektórzy lubią sobie poczytać takie historie całkowicie nieprzystające do rzeczywistości. Co w tym złego?
U mistrzów klasycznej baśni uprawianiem magii zajmowały się symboliczne, fantastyczne istoty, które nie były ludźmi. Świat tajemnych mocy w tych baśniach – zresztą tak jak w Biblii – pozostawał zakryty przed człowiekiem dla jego dobra. W świecie Joanne Rowling to nie duchy z zaświatów zjawiają się, aby pomóc lub zaszkodzić człowiekowi – ale człowiek przez swoje magiczne działania wchodzi w dialog z demonami, zwiedza świat duchowy, którego nie zna. Dla mnie wędrówka Harrego po świecie magii przypomina wędrówkę turysty, który do basenu z krokodylami wskoczył w samych slipkach, za to uzbrojony w aparat fotograficzny (różdżka), żeby sobie zrobić pamiątkowe zdjęcie. Człowiek – czarodziej chce od demonów kupić, ściągnąć, ukraść tajemną moc, zdobyć władzę. Poza tym w baśni klasycznej magia jest jedynie umowną scenografią, Harry – jest to książka o realnej magii.
Czytanie zmyślonych historii chyba nie może zaszkodzić czyjejś duszy?
Nie ma bezpośredniego ryzyka, że ten, kto przeczyta Harrego, zostanie zaraz uzdrowicielem, okultystą albo jakimś innym szaleńcem, który porzuci chrześcijaństwo i będzie po sektach szukał swego spełnienia. Widzimy jednak wszyscy, że pod wpływem tej książki bardzo wiele młodych osób i dzieci zainteresowało się światem magii. I jeżeli nawet nie zaczęli oni wprost uprawiać jakichś praktyk magicznych, to naturalnie otworzyli swoje myślenie na opcję taką: „A dlaczego nie? A co w tym złego? To takie fascynujące… Dlaczego ja nie mogę przeżyć w życiu czegoś niezwykłego, czy muszę być szarym, zwykłym mugolem?
Ja po lekturze pierwszego tomu jakoś nie zapragnęłam różdżki ani wszechmocy. Łatwo oddzieliłam: to była ciekawa fikcja literacka, a w moim realnym życiu mogę czarować uśmiechem, uprzejmością, zaangażowaniem w pracę i relacje, i zmieniać świat… modlitwą. Byłam zafascynowana pomysłowością autorki, czekałam na kolejne tomy. Niestety po nich refleksje nie były już tak różowe: za dużo beznadziejności, śmierci, przygnębienia. Dostrzegłam w Harrym lenia, który prawie się nie uczy, kombinuje, odpisuje zadania, a i tak zawsze zda rewelacyjnie.
Na setkach z tysięcy stron siedmioksięgu opisana jest depresja tego chłopca (z punktu widzenia medycznego Harry ma jej wszystkie kliniczne objawy) i jego opętanie przez Zło, prowadzące go do granic obłędu – aż do myśli morderczych i samobójczych. Czy zatem jest to wymarzony obiekt identyfikacji dla dzieci i młodzieży? Czy nie znajdziemy normalniejszych w literaturze dziecięcej?
Co zatem można polecić stypendystom jako dobre lektury z gatunku fantastyki? Tolkien i Lewis to trochę mało… a przecież lepiej, żeby młodzież czytała, niż grała na komputerze.
Policzyliśmy kiedyś, że statystyczny wielbiciel literatury, żyjący około 75 lat, jest w stanie przeczytać do 5000 książek. To skromniutko: każda biblioteka osiedlowa ma ich przynajmniej cztery razy tyle. Każdego dnia wydawane są nowe. Nie przeczytamy ich wszystkich. Nie przeczytamy nawet wszystkich dobrych książek. Trzeba wybierać tylko te bardzo dobre i znakomite.
Dopiero po lekturze „Anhara” pomyślałam, że to jest literatura najwyższej półki i serdecznie Pani gratuluję tej książki, a wszystkim ją polecam: są tam fascynujący bohaterowie, szybkie zwroty akcji, mądre przesłanie; zero szans na przewidzenie, jaki będzie koniec. Na początku dobro i zło są odrobinę rozmyte; nie wiadomo, który bohater będzie pozytywny – to tak jak w dzisiejszym świecie. Jak rozpoznać na pierwszy rzut oka w księgarni czy bibliotece, co jest warte naszej uwagi, co jest najlepszą literaturą?
Więcej o Harrym Potterze można przeczytać tutaj (do pobrania artykuł Małgorzaty Nawrockiej).
Więcej o sadze „Zmierzch” można przeczytać tutaj (do pobrania artykuł Małgorzaty Nawrockiej).
Dziękuję za rozmowę i czekam na Pani kolejną książkę.
BW