Dziennikarski kod

„ Pani Kowalska siedzi w domu na kanapie i czuje, że ten pan jest u niej. I to jest tajemnica telewizji,  trzeba mieć tę zdolność bycia po drugiej stronie.” o dziennikarstwie telewizyjnym specjalnie dla uczniów z Kalisza Pomorskiego mówi  Krzysztof Ziemiec, dziennikarz i prezenter „Wiadomości” w TVP.

Czy sądzi pan, że telewizja wciąż jest tym najważniejszym medium?

– Dziś proszę państwa jest tak, jak sami dobrze wiecie jako młodzi ludzie,  że telewizję ogląda się coraz rzadziej. Głównie starsze osoby siedzą przed telewizorami, a młodzież po pierwsze nie ma czasu, po drugie ochoty, a po trzecie wszystko znajdzie… gdzie?

W Internecie?

– Oczywiście. Podejrzewam, że telewizja jako medium przetrwa, ale nie w takiej formule jak  dziś. Możliwe, że kiedyś będzie płatna, albo  będzie to polegało na tym, że będziemy mieć wszystko nagrane i będziemy to wykupywać, kiedy będziemy chcieli.

Jakie cechy  musi mieć dobry dziennikarz telewizyjny?

– Dziennikarz musi być skuteczny, musi też mieć odwagę. Ma być taką osobą, która wiele rzeczy przewiduje. Jest takie powiedzenie, że jak cię wyrzucą drzwiami, wejdź oknem. Czyli liczy się  skuteczność.

W taki sposób radzi sobie pan z politykami?

– Jak dzwonię do jakiegoś ministra, który robi po prostu wszystko, żeby nie rozmawiać, to muszę znaleźć taki sposób, żeby dotrzeć do niego inną drogą. Kiedy danego dnia jakiś polityk wzbudza zainteresowanie mediów i wszyscy ustawiają się przed wejściem do Sejmu, żeby go złapać; ktoś, kto jest sprytny,  wie, że jest jeszcze tylne wyjście z budynku i być może wyjdzie właśnie tamtymi drzwiami. I tylko od naszego dziennikarskiego wyboru zależy, czy pójdziemy tam z kamerą. Może być  tak, że wyjdzie przodem i nie mamy nic, ale może być tak, że tylko nam się uda.

Czyli dziennikarz musi mieć intuicję?

– Ja  to nazywam kodem dziennikarskim.

Czy tego można się nauczyć?

– Praktyka bardzo pomaga, można się wielu rzeczy nauczyć. Ale trzeba też mieć  predyspozycje.

 To jakie  talenty musi mieć ktoś, kto chce pracować w telewizji?

– Podam przykład, który jest efektem dobrej pracy dziennikarza. Pani Kowalska siedzi w domu na kanapie i czuje, że ten pan jest u niej. I to jest tajemnica telewizji,  trzeba mieć tę zdolność bycia po drugiej stronie.

Ale zwykły odbiorca wyobraża sobie to  inaczej. Wchodzi pan na dyżur i czyta. Proste.

–  Dziennikarz telewizyjny jest na tak zwanym „stand baju” cały dzień. Moja praca polega na tym, że wspieram wydawcę, nadzoruję pracę reporterów. Reporter musi pojechać w różne miejsca, my  tylko sugerujemy, co ma nagrać, o co może zapytać. Po porannym kolegium siadam do komputera i przez cały dzień od niego nie odchodzę. Do ostatniej chwili  zmieniam teksty, które później czytam.

Dlatego, że może pojawić się coś nowego?

–  Też, ale pamiętajcie, że każdy tekst może  być  sto razy lepszy. Ważne jest to, żeby  komunikat był zrozumiały i błyskotliwy. Mam powiedzieć coś, czego ktoś inny by nie powiedział. W telewizji liczy się każdy ruch, więc prezenter musi mieć coś w sobie, by inni chcieli go oglądać. 

Czy młodzi, zdolni dziennikarze mają szansę na prowadzenie serwisu informacyjnego?

– To o czym mówię, to  już nie są Rysy, nie Mont Blanc tylko prawie Himalaje.  Zaczyna się z reguły pracę  w telewizji od zupełnie innych rzeczy. Pracę w „Wiadomościach” może zacząć ktoś, kto ma już jakieś pojęcie o dziennikarstwie, kto ma jakąś praktykę. Młodzi ludzie, jak tu przychodzą, zaczynają od innych rzeczy, na przykład spraw miejskich. Trzeba  gdzieś pojechać, zrobić zdjęcia. Bardzo proste rzeczy, na przykład nagrać sondę uliczną do programu „Kawa czy herbata?”. To jest taki pierwszy krok , nie od razu zaczyna się pracę w programach informacyjnych, gdzie potrzeba dużego doświadczenia.

 To jak powstają  „Wiadomości”?

– Aby powstały  „Wiadomości” trwające 25 minut, musi pracować przez cały dzień ekipa 20/30 osób.  Kiedy przychodzimy, zaczynamy od porannego kolegium. Przychodzi prezenter, wydawca, szef redakcji i  producent, czyli osoba, która orientuje się, gdzie pojechały kamery i dlaczego. Wydawca już  wcześniej musi mieć  plan. Wie na przykład, że  o dziewiątej rano premier spotyka się z kimś ważnym i to może być  dobra okazja, żeby zadać mu parę pytań.  Trzeba tam wysłać  kamerę i reportera. Kiedy kończymy takie zebranie,  „starszyzna” siada z reporterami. Mówimy, co trzeba zrobić.  Zabawa polega na tym, że wysyła się ekipę, by nakręciła, zanim w ogóle ktoś zacznie myśleć, że może warto to nagrać.

Przecież nie można wszystkiego przewidzieć…

– Ważne, żeby dobrze zaplanować cały dzień. Ale trzeba być elastycznym. Bardzo często jest tak, że o godzinie 14 okazuje się, że to co ustaliliśmy na porannym kolegium, jest już  nieaktualne. Nasza praca polega na tym, żeby umiejętnie w głowie sobie wszystko układać, żeby nie przywiązywać się do tego, co ustaliliśmy rano, bo nasz dziennik wieczorny może być całkowicie inny. A ponieważ dzisiaj konkurencja jest ogromna, trzeba walczyć o jak najlepsze informacje i nie mogą nie pójść wydarzenia z ostatniej chwili.

 Czyli pracujecie na szalonych obrotach, przewidując to, czego jeszcze nie ma?

– Jest w tym dużo prawdy. Jeden  materiał, który wy oglądacie w „Wiadomościach” trwa zazwyczaj do  trzech minut, a wiecie, ile trzeba nagrać, żeby go zrobić ?

 Godzinę?

 Około trzech.. i z  nich trzeba zrobić 3 minuty. Zobaczcie, jaka to jest ciężka praca. Ostatnio robiłem materiał do „Wiadomości” o rocznicy powstania w getcie. Na początek musiałem zdobyć rozmówców. Musiałem wykonać mnóstwo telefonów, no bo jak znaleźć takie osoby. Zgodziły się trzy. Jednego dnia nagrałem jednego, drugiego kolejnych, trzeciego dnia szukałem informacji w archiwum, a czwartego montowałem cały materiał. Zanim  zacznie się montaż, wszystko trzeba rozpisać, na tak zwanego „offa”, trzeba  spisać swoje wypowiedzi i osób, z którymi  się rozmawia. Jest to ciężka praca, okupiona naprawdę dużym wysiłkiem, niezjedzonym obiadem, nieprzespanymi nocami i dużym stresem. Ale widza to nie musi interesować, dla niego ważne jest, że było to interesujące.

A jeśli zdarzy się taka sytuacja, że tylko jednemu dziennikarzowi udało się zdobyć np. wypowiedź ważnego polityka, czy w takich wypadkach telewizje konkurencyjne współpracują ze sobą?

Nie, telewizje nie współpracują ze sobą. Oczywiście jest tak, że są jakieś kontakty między dziennikarzami prywatnie i czasem, jeśli się lubią, to po prostu się wymieniają materiałami. Ty dasz mi to, a w zamian ja dam ci coś innego. Ale stacje telewizyjne ze sobą konkurują.

Czy zdarzają się sytuacje, że ktoś narzuca panu w jaki sposób przekazać daną informację?

-Nie, natomiast bardzo często zdarza się, że w  programie publicystycznym, gdzie są rozmowy, wydawca sugeruje np. ,żeby to skrócić albo na co zwrócić szczególną uwagę, jaki temat wyciągnąć, co zainteresuje widza.

Jak wygląda ten  magiczny moment przed wejściem na wizję?

-Bardzo często słyszę takie opinie, że mam fajną pracę, bo mnie pomalują, ubiorą, a ja tylko odczytam to, co mi napisali. Otóż nie, tak nie jest. Ja siedzę w studiu od samego rana. Malują mnie panie dużo, dużo wcześniej, koło piętnastej. Ubieram się w  służbowy garnitur i  już do 19  praktycznie nie wstaję od komputera.

Czar prysnął…

– Niestety, pełna koncentracja, nikogo nie obchodzi, że jestem zmęczony, bo miałem na przykład kłopoty rodzinne.  O  19.30 muszę być taki, żebyście wy chcieli mnie oglądać. Nie mogę sobie mruczeć pod nosem, bo nikt nie będzie chciał tego oglądać. Telewizja to  obraz. W gazecie liczy się tekst, a w telewizji, jeśli  nie ma nagrań, rozmów, to  nie ma o czym mówić, nie ma tematu. Telewizja to  ruch, zwroty akcji i  emocje. Jeśli wstajecie rano i widzicie Kurzajewskiego, który jest po prostu tak nakręcony , że aż was to dziwi, to właśnie po to, by was wybudzić, naładować energią. Właśnie o to chodzi.

Ale dziennikarz też musi sobie radzić z emocjami. Jaką ma pan receptę? Takim emocjonującym wydarzeniem było odchodzenie Jana Pawła II, wtedy dało się zauważyć wzruszenie.

To wszystko zależy od człowieka, od jego doświadczeń i wrażliwości. Jeśli takie trudne zadanie spadnie na osobę, która wcześniej nie prowadziła ‘Wiadomości’, to sobie nie poradzi. Jeśli trafiłoby to na człowieka, który ma  25lat, to  też sobie nie poradzi, bo nie ma jeszcze  życiowego doświadczenia, dystansu. Krótko mówiąc, praca w tak ważnym miejscu jak „Wiadomości” i bycie prezenterem to praca dla ludzi z dużym doświadczeniem życiowym. Jeśli chodzi o Jana Pawła, byliśmy na to przygotowani, wiedzieliśmy, że ten moment nadchodzi.  Konkurencyjne stacje ścigały się, która z nich poda  informację z godziną śmierci jako pierwsza, to było żenujące. Dla mnie prawdziwym sprawdzianem był Smoleńsk. Prowadziłem program poranny. W takiej sytuacji jak wtedy każde słowo jest zbędne, każde pytanie jest absolutnie banalne i nie na miejscu. Widz nie oczekuje histerii , bo sam jest wzruszony i poszukuje oparcia i zrozumienia, ale z drugiej strony dziennikarz nie może być robotem. To są bardzo trudne rzeczy i wymagają często dużego wyczucia.

Co się dzieje, kiedy wydarzy się coś nadzwyczajnego? Ostatnią taką sytuacją była chyba abdykacja Benedykta XVI. Domyślamy się, że wówczas wszystko staje na głowie?

-Wszystko, dosłownie. Ja podczas tej sytuacji byłem na Zamku Królewskim w Warszawie na promocji książki.  Ktoś miał tablet i przeczytał komunikat specjalny, że papież abdykował. Myślałem, że to jakaś dziennikarska skucha, że ktoś się włamał, bo to szło z Watykanu i sobie zrobił żarty. Okazało się, że to prawda. Zadzwoniłem do „Wiadomości” i powiedziałem, że jestem gotowy do pracy. Tego samego dnia zapadła decyzja, że Piotr Kraśko leci do Rzymu, by stamtąd zrobić przynajmniej część „Wiadomości”. Więc zobaczcie, jakich to wymaga szybkich decyzji i dobrej organizacji pracy.

A gdyby wydawca jakiejś gazety zażądał od pana komentarza, relacji z takich wydarzeń, byłoby to  tak samo proste?

-Nie, na pewno nie. Ostatnio zacząłem współpracować z różnymi gazetami,  piszę felietony. Wymaga to ode mnie ogromnego wysiłku, bo w gazetach liczą się zupełnie inne rzeczy niż w telewizji, to jest zupełnie inny typ pracy. Jeśli powiedzą mi teraz, jedziesz  i będziesz występował, to ja odpowiem, że nie ma sprawy. Natomiast, jeśli ktoś by mi powiedział, słuchaj masz napisać za godzinę tekst, to bym miał problem. Zrobiłbym to, ale stres byłby ogromny, bałbym się, że nie zdążę. Bo tak jak mówię, to całkiem inny typ pracy. Każdy dziennikarz musi znaleźć swoje miejsce, które jest dla niego najlepsze. Ja lubię to, co robię.

                                                                                                               wysłuchała Wiktoria Brzozowska