Adwent jest czasem radosnego oczekiwania na narodzenie Pana Jezusa. Tę myśl wzięliśmy sobie głęboko w serca wyjeżdżając na rekolekcje do Zembrzyc.
Kiedy wbijaliśmy się do autobusów, pogoda dawała nam subtelne znaki wietrzne, że powinniśmy spodziewać się warunków ekstremalnych. Po dotarciu na miejsce okazało się, że legendarna Narnia nie jest wcale baśniowym wymysłem. Aż do niedzieli sypał śnieg wymodlony przez Bartka podczas pierwszej mszy. Ale w myśl zasady, że Pan Bóg kocha wszystkie swoje dzieci, postanowił spełnić także życzenie Ojca Jacka – i wstrzymał opady na całą niedzielę. Nawet sobie nie wyobrażaliśmy, że w tak pięknej scenerii możemy otrzymać jeszcze bezchmurne niebo, a wszystko to razem wzięte stanowiło fantastyczne tło do medytacji nad dziełem stwórczym.
Formację duchową zaczęliśmy od adoracji w piątkowy wieczór. Wielu z nas bardzo czekało na tę chwilę, bo zawsze wywołuje wiele wzruszenia. Adoracja Najświętszego Sakramentu jest czasem podziękowań za przyjaciół. Nie tylko za tego Najważniejszego, ale także za tych wszystkich, których otrzymaliśmy od Fundacji. Ponieważ, jak wszyscy Stypendyści, studenci z krakowskiej wspólnoty byli w ubiegłym roku bardzo grzeczni, odwiedził ich Święty Mikołaj. A później przyszła pierwsza noc, która –jak wszystkie na wyjazdach, poświęcone na rozmowy i wygłupy – minęła zdecydowanie za szybko.
Sobotę rozpoczęliśmy Mszą Świętą. Po śniadaniu przyszedł czas na konferencję, którą wygłosił dla nas Ojciec Jacek. Wszyscy słuchali z zapartym tchem, bo tematem była czystość przedmałżeńska. Po południu stworzyliśmy kilkanaście małych drużyn i urządziliśmy podchody. Trzeba przyznać, że ukrywanie się w zaśnieżonym lesie dostarczyło wszystkim mnóstwo śmiechu. Przed startem każda drużyna ustalała z teamem pościgowym znaki. W czasie gry okazało się, że co najmniej trzy drużyny ustaliły dla siebie ten sam znak, więc nie do końca wiadomo było kto kogo ściga. Wieczorem odwiedził nas gość, na którego z niecierpliwością czekaliśmy od dawna. Pojawienie się Księdza Jana jak zawsze wywołało sporo radości. Porozmawialiśmy sobie o bieżących sprawach i planach Fundacji. Później zaczął się pogodny wieczór, który oficjalnie zakończył się sesją karaoke.
Niedziela była zdecydowanie za krótka. Po powrocie do Krakowa żegnaliśmy się ze sobą, jakbyśmy mieli się spotkać dopiero na obozie w wakacje – to chyba taka fundacyjna prawidłowość.
Beata Kubica,
wspólnota krakowska