Wspólnotowe spotkanie „Hoł, hoł, hoł! Mikołajki!” warszawska wspólnota stypendystów FDNT zaczęła wspólnie z ojcem Pawłem, który odprawił Mszę świętą w Kaplicy Akademickiej w Sanktuarium św. Andrzeja Boboli.
W kazaniu ojca Pawła, wybrzmiewała zachęta do dziękowania – nie za konkretnie otrzymane „coś”, ale za czas, który druga osoba poświęciła, by przygotować drobiazg dla swojego fundacyjnego przyjaciela, za możliwość uszczęśliwienia kolegi lub koleżanki. Chyba nie ma nic piękniejszego niż radość na twarzy bliźniego w momencie wręczania prezentu…
Po zakończeniu Eucharystii udaliśmy się do „najpiękniejszej sali z sal na Rakowieckiej” gdzie przywitali nas prowadzący wieczór Olga, Aneta i Łukasz. Na wielkim stole, leżała masa prezentów, usiedliśmy pełni oczekiwania i poddaliśmy się prowadzącym. Zaczęło się Mikołajkowe Talent Show. Widzieliśmy stojącego na głowie Mateusza, który momentami zastępował nam, niezwykle wiarygodnie trzeba podkreślić, choinkę. Usłyszeliśmy grającego na harmonijce Patryka w duecie z trąbiącym Przemkiem. Ale w głowie było wciąż i wciąż pytanie: gdzie jest Mikołaj??? W końcu nadeszła ta chwila, wśród fanfar, braw i fajerwerków, w towarzystwie dwóch Elfic, wszedł On – nasz Santa Claus with american accent. Dostojnie wkroczył po czerwonym dywanie (który usłużna Elfica zrobiła z własnego szala) i usiadł przed nami na swym trono – krześle uważnie lustrując nas. Zapadła cisza. Jego wzrok zdawał się przeszywać najgłębsze zakamarki naszych dusz i tylko od niego zależało jak skomplikowane będzie zadanie do otrzymania prezentu… Mikołaj siedział, wyczytywał nasze nazwiska, a my radośnie mniej lub bardziej (no tak, każdy ma swoje grzechy i grzeszki) podchodziliśmy, siadaliśmy mu na kolana i wreszcie nasze spojrzenia się spotykały. Serce na chwilę zamierało, by pod wpływem dwóch czujnych, błękitnych, niestarzejących się i wciąż mających iskierkę łobuzerstwa oczu, uśmiechnąć się od ucha do ucha i zakochać się w Mikołaju na ułamek sekundy.
Tymczasem równolegle z Mikołajem trwało Talent Show, a my podziwialiśmy ze skupieniem (no dobra, mniejszym niż większym, bo albo a/ czekaliśmy na prezent albo b/ właśnie się nim zachwycaliśmy) artystyczne dusze drzemiące wśród stypendystów. Aneta i Teresa zagrały nam na skrzypcach, Roksana zaprosiła do pełnej słońca Hiszpanii swoim niepowtarzalnym pokazem tańca Sevillanas, a duet chłopaków z politechniki – Jonasz na klawiszach i Bartek na skrzypcach na chwilę zatrzymał czas „Ave Maria”. Zmęczony Mikołaj prosił wciąż i wciąż o chwile przerwy, a my mogliśmy zaśpiewać „Wśród nocnej ciszy” wraz z migającymi Martą i Kasią, której operowy głos usłyszeliśmy chwilę wcześniej.
Bogaci nie w drobiazgi ślicznie zapakowane w świąteczne torebki, ale przede wszystkim w to Coś, co pojawiło się i zostało troszkę głębiej, tam gdzieś w środku, tam gdzieś w serduchu…
Morał? Mikołaj istnieje!!! 😉
Weronika Kołodziejczyk