Stypendyści nie gęsi…

Obóz w Olsztynie dobiegł już końca. Pozostały po nim tylko ciepłe wspomnienia, wiele nowych przyjaźni, dużo zdjęć i anegdot. Długo można by pisać o tym, jak niezwykłym wydarzeniem jest dla podopiecznych Fundacji wakacyjny obóz. Jako że, stypendyści nie gęsi iż swój język mają, niech więc sami opowiedzą o Olsztynie i obozowych doświadczeniach. Wywiady z uczestnikami obozu przeprowadził Patryk Bedliński.

 

Anna Maciocha

Uczennica II klasy liceum. Stypendystka FDNT od stycznia 2012, diecezja zamojsko-lubaczowska. W przyszłości chce studiować w Warszawie.

 

Patryk Bedliński: Czy byłaś już wcześniej w Olsztynie?

Anna Maciocha: Nie. To mój pierwszy raz tutaj. Jestem bardzo zadowolona, miasto jest zielone i bardzo zadbane. Dzięki obozowi jestem pewna, że kiedyś tu jeszcze wrócę. Po prostu chcę jeszcze raz.

P.B.: Miałaś jakieś wyobrażenia na temat tego miasta?

A.M.: Przed przyjazdem o Olsztynie nie wiedziałam praktycznie nic poza tym, że leży wśród jezior.

P.B.: Za nami ponad połowa obozu. Jakie atrakcje zapadły Ci w pamięć?

A.M.: Byliśmy na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, w którym odbywały się zajęcia i prezentacja uczelni. Odwiedziliśmy też Frombork, gdzie zwiedziliśmy dwa muzea i piękną gotycką bazylikę.

P.B.: Wspominałaś o uczelni. Czy po tych spotkaniach masz jakieś przemyślenia co do przyszłych studiów?

A.M.: Jestem na profilu ekonomicznym, dlatego zwracałam bardzo uwagę na takie kierunki. Było zarządzanie zasobami ludzkimi i to mi się nawet spodobało, ale na razie nie jestem jeszcze pewna.

 

Sandra Krużyk

II klasa liceum, stypendystka od 3 lat. Jej zainteresowania dotyczą biologii i chemii. Pochodzi z północno-wschodniej Polski i ma korzenie litewskie.

 

P.B.: Jak oceniasz obóz na jego półmetku?

S.K.: Dziś bardzo popsuła się pogoda, no ale ona nie jest zależna od nas, poza tym cały czas mamy jakieś zajęcia. Widać też, że Olsztyn świetnie się nami zajmuje – atrakcje są super!

P.B.: Czy spotkałaś się z jakimiś mieszkańcami Olsztyna i ich reakcjami na stypendystów?

S.K.: Tak, są raczej pozytywnie nastawieni i wręcz zadziwieni, że młodzi ludzie są religijni i tego nie ukrywają.

P.B.: Mówisz o religii. W jaki sposób taki obóz przekłada się na wiarę? Czy pomaga ją pogłębić?

S.K.: Tak, bo młody człowiek zaczyna wątpić w pewnym momencie, zastanawia się nad wieloma rzeczami. Spotkani na obozach księża pomogli mi znaleźć dobrą drogę w życiu.

P.B.: A w jaki sposób można tu pogłębić wiarę?

S.K.: Myślę, że przede wszystkim są to rozmowy z księżmi i innymi stypendystami, którzy dużo doświadczyli. Nawet te codzienne msze. Początkowo jest to raczej denerwujące, ale z czasem staje się dobrym zwyczajem.

P.B.: Byliście we Fromborku i na polach grunwaldzkich. Co stamtąd zapamiętałaś?

S.K.: Między innymi miejsca związane z Mikołajem Kopernikiem, o którym sporo się wtedy dowiedzieliśmy, i katedrę.

 

Kamil Szydłowski

Wybiera się do II klasy technikum informatycznego. Chodzi do szkoły w Żarach. To jego pierwszy obóz. Diecezja zielonogórsko-gorzowska.

 

P.B.: To Twój pierwszy obóz?

K.S.: Tak. Wcześniej byłem jeszcze na kilku spotkaniach diecezjalnych. Spotykamy się mniej więcej raz na trzy miesiące.

P.B.: A jak czujesz się tutaj?

K.S.: Poznałem wielu bardzo miłych ludzi, którzy są przyjaźnie nastawieni do innych. Myślę, że tak właśnie powinny wyglądać wspólnoty chrześcijańskie.

P.B.: Zwykle pogoda dopisywała. Tym razem leje. Co można robić na obozie w taki dzień?

K.S.: Zawsze ksiądz Andrzej [Kołodziejczyk – red.] coś wymyśli. Na przykład śpiewamy.

P.B.: A jak mógłbyś opisać atmosferę na kampusie? Czy chciałbyś mieszkać kiedyś w trakcie studiów w miasteczku akademickim?

K.S.: Kortowo jest bardzo ładne, Olsztyn też mi się spodobał, więc jeśli jest tu wydział informatyki, to możliwe, że przyjdę tutaj na studia. Myślę, że byłby to dobry wybór.

 

Łukasz Hinc

Pochodzi z Kościerzyny, diecezja pelplińska. Przed nim matura. Marzy o studiowaniu medycyny.

 

P.B.: Dlaczego zostałeś stypendystą?

Ł.H.: Właściwie przez przypadek. Poznałem dziewczynę, która podczas rozmowy opowiedziała mi o Fundacji. Na początku puściłem to mimo uszu, ale spytałem ją o to po jakimś czasie. Podała mi adres strony internetowej Fundacji, powiedziała, co i jak. Spróbowałem i jestem stypendystą już drugi rok.

P.B.: Który raz jesteś na obozie fundacyjnym?

Ł.H.: Drugi raz, wcześniej byłem w Lublinie.

P.B.: I jak wypada Twoje porównanie?

Ł.H.: No muszę przyznać, że pogoda trochę nas zaskoczyła, ale oba obozy naprawdę mają wysoki poziom i są świetnie zorganizowane.

P.B.: Przy dobrej pogodzie nietrudno znaleźć zajęcie, ale jak organizujecie sobie czas w deszczowe dni?

Ł.H.: Mieliśmy być na koncercie, ale został odwołany z powodu warunków atmosferycznych. Rekompensuje to jednak gra w karty, rozmowy – zawsze można coś ogarnąć w gronie znajomych w akademiku. Nigdy nie ma nudy.

P.B.: A jak wygląda wasz kontakt i integracja z opiekunami?

Ł.H.: Muszę przyznać, że gdy byłem pierwszy raz w Lublinie, to dla mnie był po prostu szok. Mimo że właściwie się nie znamy, wszyscy bardzo szybko i mocno się integrujemy. Tak ogólnie, na co dzień nie można znaleźć takich ludzi.

 

Patryk Bedliński