Wywiad z ks. Leszkiem Kryżą, Dyrektorem Zespołu Pomocy Kościołowi na...

Proszę o powiedzenie kilku słów o sytuacji rodzin na Ukrainie.

Wszyscy wiemy, że sytuacja jest nie tylko trudna, ale też tragiczna. To, że są tworzone korytarze humanitarne, przez które nie można się przedostać, to już jest naprawdę tragedia. Sytuacja rodzin jest ciężka, bo tak naprawdę życie rodzinne zostało całkowicie zdezorganizowane. Życie ludzi jako jednostek również. Każda osoba, którą dotknęła wojna, miała swoje życie, marzenia i plany. A w tej chwili wszystko to runęło. Wyobraźmy sobie, że musimy swoje życie całkowicie od nowa meblować. I to czasami w całkowicie niesprzyjających ku temu okolicznościach. To właśnie jest ich obecna rzeczywistość.

Rozmawiałem z ludźmi, którzy siedzieli przez dwa tygodnie w schronie. W ich mentalności i w ich wartościowaniu nastąpiła kompletna zmiana. Siedząc w tym schronie, układali swoje życie na nowo i mówili, że jeśli przeżyją, będzie ono wyglądało zupełnie inaczej. Będą mieć zupełnie inną hierarchię wartości. Że wszystko to, co im się kiedyś wydawało takie niezbędne i absolutnie konieczne do życia, z perspektywy tego schronu, okazało się niczym. I myślę, że to jest ważna sytuacja, o której trzeba mówić — w ludziach dokonuje się taka przemiana.

Do tego dochodzi jeszcze trauma, która będzie się ciągnęła przez wiele lat, a może przez całe życie. Mam tu w Warszawie kontakt z ludźmi, którzy przeszli taką traumę w 2014 roku w Donbasie. I wiele z nich mówi o tym, że to, co w tamtym roku przeżywali, teraz odzywa się na nowo.

Wyobraźmy sobie dzieci, które żyją z takim piętnem… Miałem okazję być na granicy, a także za granicą, w samej Ukrainie. Po naszej polskiej stronie rzeczywiście odbywa się ogromna pomoc, wszyscy wolontariusze stają na wysokości zadania, podobnie jak instytucje i organizacje. Natomiast jest problem po drugiej stronie granicy. Tam kolejki są bardzo, bardzo długie, czasami na kilka, kilkanaście kilometrów, a samochodowa nawet na kilkadziesiąt kilometrów. I wyobraźmy sobie rodzinę, mamę z małymi dziećmi, która siedzi w samochodzie po 40 godzin, albo stoi w kolejce pieszej po kilkanaście godzin przy temperaturze -5 stopni
w nocy. Dla mnie najbardziej ujmująca w tym wszystkim była taka lekcja miłości macierzyńskiej, kiedy te mamy robiły wszystko, żeby dzieci nie marzły, żeby nie płakały. Taka jest w tej chwili rzeczywistość. Smutna i trudna.

Budujące w tym wszystkim jest jednak to, że w nich jeszcze tli się nadzieja. Mają nadzieję, że część z nich wróci albo że w Polsce lub w innym kraju się odnajdą. No i przede wszystkim mają nadzieję, że będzie pokój i że będą mieli do czego wracać, i że będą mogli zacząć odbudowywać to wszystko, co zostało zniszczone. Naprawdę są chętni, żeby wracać i odbudowywać swój kraj.

W jaki sposób odbywa się pomoc Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie przy Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski? Jak, Księdza zdaniem, można się jeszcze włączyć w pomoc dla Ukraińców?

Nasza pomoc odbywa się na kilku płaszczyznach. Pierwsza z nich, dla mnie fundamentalna, ponieważ jest odpowiedzią na to, co się dzieje w tej chwili na Ukrainie, to modlitwa. Na Ukrainie szczególnie ci, którzy żyją pod bezpośrednim ostrzałem, oprócz tego, że bardzo się boją, to jeszcze bardzo się modlą. Modlą się naprawdę, dniem i nocą, bardzo intensywnie. I nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli i chcieli im pomagać, nie pamiętając o modlitwie.

W naszym biurze powstało centrum koordynacyjne i magazyn. Do naszego zespołu spływa bardzo wiele ofert takich jak: mieszkanie, pomoc materialna, rzeczowa, ubrania, opatrunki itd. My z kolei staramy się to wszystko skorelować z zapotrzebowaniem. W tej chwili mamy już kilkadziesiąt ofert mieszkaniowych i wszystkie zostały natychmiast zarezerwowane. Organizujemy transporty na drugą stronę granicy. Są to transporty dedykowane, np. do szpitala, do domu dziecka, czy do szkoły. Dzięki osobom, które są otwarte na pomoc i wspierają nas w tych działaniach, udaje się co jakiś czas organizować duże transporty.

I wreszcie kolejny obszar naszej działalności, czyli stacje pomocy charytatywnej, które nazwaliśmy „Dobre Serce”. Te stacje otworzyliśmy razem z Górnośląskim Oddziałem Wspólnoty Polskiej m.in. w Stryju, Drohobyczy, Bolesławcu, czy Żytomierzu, na długo przed wojną, bo już ponad rok temu. Ich zadaniem było pomaganie ludziom starszym, inwalidom i niepełnosprawnym. Zgromadziliśmy tam wózki, kule, bandaże, opatrunki, materace odleżynowe, łóżka specjalne — wszystko, co jest potrzebne człowiekowi niesprawnemu w pełni. To już wtedy zaczęło pięknie funkcjonować. A teraz te ośrodki pomocy charytatywnej stały się miejscami wsparcia dla każdego w potrzebie.

Jakiej pomocy będą potrzebować uchodźcy w dłuższej perspektywie?

Naszym pierwszym zadaniem jest na pewno to, żebyśmy ich życzliwie przyjmowali i żeby tej życzliwości nam starczyło na trochę dłużej. Ta akcja, której jesteśmy wszyscy świadkami, jest na pewno jedyna w swoim rodzaju. To jest tak spontaniczny zryw, że nie wiem, czy kiedykolwiek w historii miało miejsce coś takiego. Natomiast spontaniczność ma to do siebie, że z biegiem czasu maleje. Myślę, że nasze zadanie polega na tym, żeby te działania rozłożyć na dłuższy czas. Żeby nam tej życzliwości nie zabrakło, kiedy emocje opadną i wrócimy do prozy życia. Musimy już teraz wkalkulować w nasze działania wszystkie trudności, które mogą i z pewnością będą się pojawiać, i już teraz o nich myśleć. Na razie, stanęliśmy na wysokości zadania i zdaliśmy egzamin z solidarności. Ratujemy ludzi. Ale już musimy myśleć, co robić dalej.

Jeżeli chodzi o konkretną pomoc, to jest ona dwutorowa. Nie możemy zapomnieć o tych, którzy zostali na Ukrainie, ale musimy też pamiętać o tych, którzy przyjechali tutaj, do Polski. Ktoś mądrze powiedział: „czyń lokalnie, myśl globalnie”. Dlatego ja będę zachęcał do tego, aby współpracować z instytucjami, które działają w sposób zorganizowany. A po drugie zachęcam, żeby zaangażować się w swojej wspólnocie parafialnej, młodzieżowej, samorządowej itd. Jest wiele możliwości. Nie każdy musi jechać na granicę, nie każdy musi służyć na Ukrainie. To są piękne postawy, ale dla wszystkich tam miejsca nie będzie. Więc skupmy się na tym malutkim kawałku swojego życia. Abyśmy budowali w swoich środowiskach tę atmosferę pomagania
i robili to, co możemy.

W związku z tym, że nasza Fundacja zajmuje się młodzieżą, chcemy zapytać, jak wydarzenia wojenne dotknęły młodzież na Ukrainie? Jak pomagać młodzieży?

Młodzież przeżywa to po swojemu. Ludzie starsi mają już pewne doświadczenia, nie tylko wojenne, ale przede wszystkim życiowe. Natomiast młodzi ludzie urodzili się już w wolnej Ukrainie. Dlatego dla nich ta sytuacja jest czymś absolutnie nowym. Mam nadzieję, że wielu z nich się odnajdzie w późniejszym życiu. Nie wiem, w jakim stopniu będą oni potrafili normalnie funkcjonować z tak dużą traumą.

Ale młodzi ludzie potrafią się dostosowywać do nowych sytuacji. Krąży taka opinia, że młodych na nic nie stać, że nie mają gestu czy odwagi. A ta wojna pokazała coś zupełnie innego. Młodzi bronią swojej ojczyzny, młodzi pomagają w wolontariatach, młodzi podejmują inicjatywę. To jest cudowna mobilizacja, która daje dużo nadziei. Ukraina jest okupiona strachem, ale też na każdym kroku można zobaczyć ogromne bohaterstwo w ludziach.

Co może powiedzieć Ksiądz o nastawieniu Polaków do ucieczki z kraju ogarniętego wojną? Czy każdy się na nią decyduje?

W bardzo wielu przypadkach jest tak, że chcą pozostać na swoim miejscu. Są to ludzie, którzy nigdy nie wyjeżdżali poza granicę. To granica odjechała od nich. Oni są zawsze na swoim terenie. Mówią, że skoro tutaj byli ich przodkowie i bliscy, to oni też zostaną do końca. I takich deklaracji jest bardzo dużo. Przede wszystkim starsi chcą trwać w miejscach, w których mieszkali całe życie, urodzili się i wychowali.

Spotkał Ksiądz wielu uchodźców. Czy można już powiedzieć, jakie piętno odcisnęła na nich wojna?

Na razie jest adrenalina i trzeba się po prostu ratować. A to, co wojna zrobiła w psychice i duszach tych ludzi, będzie się dopiero odzywało. Myślę, że ta wojna to ważna lekcja dla nas i dla nich, żebyśmy nie popadli w nienawiść. Nasze zadanie na przyszłość to budowanie pomostów pomiędzy tymi wszystkim stronami, które teraz podzieliła wojna. A myślę, że młodzi ludzie, mają tutaj szczególnie dużą rolę do odegrania bo to oni najczęściej potrafią dogadać się ponad podziałami. Po raz kolejny potwierdza się, że to w nich nasza nadzieja na przyszłość.

Kaja Niemczyk

Wywiad został przeprowadzony 9 marca 2022 r.